Jako pierwsi we wtorek, w samo południe, na kort centralny wyszli rozstawiony z numerem drugim Djoković i Francuz Adrian Mannarino. Ten mecz był wyznaczony w poniedziałek na późne popołudnie, na zamknięcie rywalizacji na korcie numer 1. Jednak tam do wieczora toczył się pięciosetowy maraton, w którym Gilles Mueller z Luksemburga wyeliminował Hiszpana Rafaela Nadala, wygrywając 15:13 w decydującej partii, gdy powoli zaczynał zapadać zmierzch. Organizatorzy nie zdecydowali się przenieść tego pojedynku na kort centralny, chociaż tam rywalizacja skończyła się już po godzinie 18. Można zrozumieć argumenty, iż widownia kupiła bilety na trzy mecze i mogłaby by być niezadowolona, że obejrzy dwa, ale przecież mecz Mueller-Nadal spokojnie by to zrekompensował. Tym bardziej, że i tak nie mieli okazji obejrzeć Serba w akcji. Za to udało się to szczęśliwym nabywcom biletów na kort centralny na ósmy dzień turnieju, którzy - zgodnie z ramowym planem gier - powinni być świadkami dwóch kobiecych ćwierćfinałów. Ten bonus trwał dwie godziny i 15 minut, bo Djoković nie grał tak dobrze, jak to miało miejsce jeszcze dwa sezony temu. Widać, że wciąż nie może odnaleźć właściwej formy i rytmu uderzeń, choć w jego boksie trenerskim siedzi dwóch byłych graczy dobrze znających meandry tenisa na trawie - Amerykanin Andre Agassi i Chorwat Mario Anczić. Pierwszy z nich - jak zapewnia w rozmowach z dziennikarzami - robi to charytatywnie, chcąc pomóc tenisiście z Belgradu w powrocie na szczyt rankingu ATP World Tour, w którym obecnie jest czwarty. Zresztą współpracowali już przy okazji poprzedniej wielkoszlemowej imprezy, czyli Roland Garros na paryskich kortach ziemnych. Natomiast Anczić dołączył do sztabu dopiero na kilka dni przed Wimbledonem. Obaj doradcy-trenerzy mieli powody do radości, bo Novak osiągnął dziewiąty wimbledoński ćwierćfinał w swoim 13. starcie tutaj. Jednak nie powinni być zadowoleni z samej gry. Chwilami wyraźnie brakowało mu precyzji i siły, a trudno nie było dostrzec też zastojów w koncentracji. Pomimo tych niedoborów zdołał pokonać Mannarino 6:2, 7:6 (7-5), 6:4. - Nie mam do organizatorów pretensji, że ten mecz nie odbył się wczoraj. Nawet mogę być zadowolony w jakimś stopniu, bo dzisiaj będę jedynym mężczyzną, który wygrał mecz w singlu, a wczoraj byłbym jednym z ośmiu - próbował obrócić w żart całą sytuację Djoković na konferencji prasowej. Warto jednak zauważyć, że w połowie trzeciego seta skorzystał z pomocy medycznej, choć już wcześniej na jego twarzy pojawiał się grymas bólu płynącego z barku, głównie przy serwisie. Czy to tylko jednorazowa dolegliwość, czy też coś poważniejszego, okaże się już w środę, gdy na jego drodze stanie Czech Tomasz Berdych (11.), finalista The Championships 2010 i półfinalista poprzedniej edycji. Jednak szans Berdycha nie należy nadmiernie przeceniać, bo wiem w dotychczasowych 27. pojedynkach zdołał pokonać Serba zaledwie dwa razy, a ostatnio w maju 2013 roku, na ziemnej nawierzchni w Rzymie. Za to pierwszy raz udało mu się to w 2010 roku w wimbledońskim półfinale. Trzy lata później, ale w 1/4 finału, doszło do udanego rewanżu "Djoka" na londyńskiej trawie. W pozostałych ćwierćfinałach męskich w The Championships 2017, które zostaną rozegrane w środę spotkają się: broniący tytułu Szkot Andy Murray (1.) z Amerykaninem Samem Querreyem (24.), Mueller z Chorwatem Marinem Cziliciem (7.) oraz ubiegłoroczny finalista Kanadyjczyk Milos Raonic (6.) ze Szwajcarem Rogerem Federerem, siedmiokrotnym triumfatorem tej imprezy. Tenisista z Bazylei będzie miał okazję do rewanżu za porażkę w półfinale w ubiegły m roku. - Wszyscy mówią głównie o Andym i Rogerze, ale ja uważam, że naprawdę duże szanse na zwycięstwo ma Czilić. Marin gra obecnie bardzo dobrze, wystąpiliśmy razem w deblu na trawie w Queen’s Clubie i doszliśmy do półfinału, ale rozegrał tam świetne mecze. Pokazał, że jest w wysokiej formie i może tu sprawić dużą niespodziankę. W końcu już wygrał Wielkiego Szlema, dlatego trema nie powinna go spalić. W zeszłym roku miał przecież tu w ćwierćfinale meczbole z Federerem, a w tym roku uważam, że gra jeszcze lepiej. Także ja osobiście stawiam na Czilicia - typuje Matkowski, który we wtorek odpadł w ćwierćfinale debla. Polak i Białorusin Maks Mirnyj przegrali po południu z z Austriakiem Oliverem Marachem i Chorwatem Mate Paviciem 5:7, 2:6, 2:6. Od ośmiu lat kort centralny gwarantuje niezakłócony przebieg meczów, nawet podczas deszczu. Natomiast w tym roku widać już duże postępy w przebudowie kortu numer 1, który podobno już w przyszłym roku powinien również dysponować rozsuwanym dachem. Co prawda, odkąd start Wimbledonu został przesunięty o tydzień później i rozgrywany jest już drugi raz z rzędu w całości w lipcu, to pogoda jest typowo letnia, a od początku tegorocznej edycji była wręcz upalna. Jednak we wtorek od rana nad Londynem wisiały gęste ciemne chmury, z których co jakiś czas kropiło, albo pojawiała się intensywna kilkunastominutowa mżawka. Dla rywalizacji na trawiastej nawierzchni są to zabójcze warunki, bo przystosowane do gry na niej buty wtedy przypominają łyżwy, a i piłki szybko namakają wodą. Dlatego podczas Wimbledonu organizatorzy kontrolowali non stop szczegółowe prognozy opadów i przy pierwszych oznakach nakazywali zakrywać korty. Z Londynu Tomasz Dobiecki