Federer ma szansę po raz szósty z rzędu wygrać US Open, czym wyrównałby rekord Billa Tildena ustanowiony w latach 1920-25. - Na szczęście został mi tylko jeden mecz. To byłoby coś absolutnie fantastycznego. To byłoby coś, czego nie udało mi sią osiągnąć w Wimbledonie, choć byłem blisko - stwierdził Szwajcar. W Londynie rok temu przegrał w finale z Rafaelem Nadalem po niesamowitym pięciosetowym meczu, który już przeszedł do historii. Zwycięstwo w tegorocznym US Open byłoby także trzecim triumfem w turnieju wielkoszlemowym z rzędu. Przed Nowym Jorkiem Federer wygrał przecież Rolanda Garrosa (pierwszy raz w karierze) i Wimbledon. Od 1969 roku i Roda Lavera nikomu nie udało się wygrać trzech Wielkich Szlemów z rzędu w jednym sezonie. Naprzeciwko rakiety numer jeden na świecie stanie w poniedziałek del Potro, który rozgrywa chyba najlepszy turniej w życiu. - To najwspanialszy moment w moim życiu - przyznał Argentyńczyk po wyeliminowaniu w półfinale Rafaela Nadala. - Zawsze o nim marzyłem - dodał. Nic dziwnego, po raz pierwszy karierze wystąpi przecież w finale turnieju Wielkiego Szlema. Jego bilans z Federerm wynosi co prawda 0-6, ale ich ostatnie spotkanie w półfinale Rolanda Garrosa była bardzo zacięte. W pięciu setach wygrał je Szwajcar 3-6, 7-6 (7-2), 2-6, 6-1, 6-4. - Można wyczuć, że z każdym miesiącem się poprawia. Lepiej serwuje, jest pewniejszy na linii końcowej. Obecnie wie lepiej, co trzeba robić na korcie - powiedział Federer.