Lata mijają, na kortach pojawiają się nowe twarze, nowe gwiazdy, a Serb niezmiennie dominuje w Australii. Pierwszy turniej wygrał w 2008 roku, pokonując w finale Francuza Jo-Wilfrida Tsongę, w niedzielę sięgnął po 10 zwycięstwo w Melbourne. Kiedy jest już w finale Australian Open, nie przegrywa. To dla niego wyjątkowy turniej. Tym razem za przeciwnika miał Stefanosa Tsitsipasa. Grał z nim finał Rolanda Garrosa w 2021 roku. W Paryżu pokonał Greka w pięciu setach, przegrywając dwa pierwsze. W niedzielę Rod Laver Arena miał chwile słabości, ale nie kryzysu. Wygrał dosyć pewnie po dwóch godzinach 56 minutach zaciętego boju. W pierwszym secie Tsitsipas zawiódł Pierwszy set rozczarował. Tsitsipas nie sprostał wyzwaniu. Zbyt szybko oddał inicjatywę Djokovicovi. Serb łatwo wygrywał swoje gemy serwisowe (zaledwie pięć straconych punktów w pięciu) i był groźniejszy przy podaniu rywala. Z trzech break pointów wykorzystał jeden (po prawdzie pomógł mu rywal, popełniając podwójny błąd serwisowy) - w czwartym gemie - ale to ten okazał się decydujący. Jedno przełamanie serwisu Greka wystarczyło 35-letniemu tenisiście z Belgradu na wygranie seta. Pierwsza partia trwała 36 minut. Djoković po pierwszym serwisie stracił tylko jeden punkt. Ale obraz gry przemawiał za tym, że może to był łatwe zwycięstwo dziewięciokrotnego triumfatora Australian Open. Serb był niesamowicie pewny siebie, nie zdradzał oznak słabości. Djoković mocno zdenerowowany w drugim secie. Tie-break błędów W połowie drugiego seta w tym zgrabnie uszytym na finał serbskim kostiumie zaczęły pękać szwy. W szóstym gemie Djoković przewrócił się po jednej z wymian. Wstał jakby nic się nie stało, ale gema przegrał. Zatrzymał się przy swoim boksie i zaczął głośno zgłaszać pretensje w stronę swojego trenera Gorana Ivanisevicia. Nic złego się jeszcze nie działo. Nie doszło do przełamania, set był remisowy. Kamery pokazywały jednak wyraźnie zdenerwowanego chorwackiego szkoleniowca. Problem pojawił się, gdy Djoković przegrywał 4:5 i 30:40. Miał własne podanie, niemniej popełnił trzy proste błędy. Faworyt turnieju wybrnął z kłopotów, a po każdym wygranym punkcie dawał publiczności znać, kto tu rządzi. Set zakończył się tie-breakiem. Bardzo dziwnym, w którym obaj zawodnicy mylili się jak juniorzy. Tsitispas - popełnił sześć niewymuszonych błędów (pięć z forhendu), Djoković - trzy, w tym jeden podwójny błąd serwisowy. Serb prowadził 4-1, by stracić tę przewagę. Od statnu 4-4 Grek nie wygrał punktu. Djoković wygrał tę wojnę nerwów. Prowadził 2-0 w setach. Kolejny tie-break. Emocje do samego końca Tsitsipas miał szansę na przełom. Na początku trzeciego seta, pierwszy raz w tym meczu, przełamał serwis Serba. Na niewiele to się zdało. Serb obronił stratę. Mecz stał się wyrównany i lepszy - godny finału. Dwaj najlepsi tenisiści tego turnieju nie popełniali już tak często prostych błędów. Pilnowali swoich gemów serwisowych. Wygrywali je bardzo łatwo. Od stanu 1:1 w pięciu gemach returnujący nie zdobyli punktu Znów o zwycięstwie w secie decydował tie-break. Toczył się według innego scenariusza niż poprzedni. Serb prowadził już 5:0. Wtedy popełnił pierwszy błąd, przegrał dwa punkty po wymianach. Było już tylko 5:3. Byłoby cudem, gdyby w takim meczu Tsitsipas odwrócił losy meczu. Nie zrobił tego. Djoković ma za duże doświadczenie. Wygrał tie-breaka 7:5. Pokazał, że jest mistrzem i jednym z najwybitniejszych współczesnych sportowców. Olgierd Kwiatkowski Finał gry pojedynczej mężczyzn Australian Open Novak Djoković (Serbia, 5) - Stefanos Tsitsipas (Grecja, 4) 6:3, 7:6 (4), 7:6 (5)