Pierwszego seta PGE Skra wygrała pewnie. Bełchatowianie praktycznie nie napotkali oporu ze strony gospodarzy. Na początku drugiej partii było trochę walki, ale goście szybko przejęli inicjatywę i pewnie zmierzali po trzecie i ostatnie zwycięstwo potrzebne do zdobycia brązowego medalu. Bełchatowianie od samego początku nastawili się na silną zagrywkę, w czym prym wiedli Mariusz Wlazły, Francuz Nicolas Marechal oraz Argentyńczyk Facundo Conte. Poza tym wybrany MVP tego spotkania, argentyński rozgrywający gości Nicolas Uriarte co chwilę gubił blok Lotosu Trefla, dzięki czemu jego koledzy bardzo często mieli okazję atakować przy pustej siatce. Przyjezdni lepiej spisywali się także w obronie, bo udało im się "wyciągnąć" wiele pozornie straconych piłek. Przy tak zdecydowanej przewadze w każdym elemencie nie można się dziwić, że siatkarze Skry zdeklasowali gospodarzy. - Bełchatowianie byli od nas zdecydowanie lepsi i bezdyskusyjnie należał im się brązowy medal. Żartem mogę powiedzieć, że graliśmy tak, jakbyśmy czekali na zakończenie tej serii - ocenił Andrea Anastasi, trener gdańszczan. Do brązowego medalu poprowadził PGE Skrę trener Philippe Blain, który przejął zespół pod koniec marca po Miguelu Falasce. Pod wodzą francuskiego szkoleniowca bełchatowianie wygrali sześć spotkań, w których stracili tylko seta, ale była to kluczowa partia - gdyby pokonali u siebie BBTS Bielsko-Biała 3:0 to zamiast Asseco Resovii rywalizowaliby z ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle o tytuł mistrza Polski. Lotos Trefl Gdańsk - PGE Skra Bełchatów 0:3 (11:25, 19:25, 17:25) Lotos Trefl: Marco Falaschi, Wojciech Grzyb, Mateusz Mika, Artur Ratajczak, Damian Schulz, Sebastian Schwarz - Piotr Gacek (libero) - Miłosz Hebda, Przemysław Stępień, Murphy Troy. PGE Skra: Facundo Conte, Karol Kłos, Srecko Lisinac, Nicolas Marechal, Nicolas Uriarte, Mariusz Wlazły - Kacper Piechocki (libero).