W piątkowy wieczór pisaliśmy o tym, że hit pierwszej kolejki rundy rewanżowej Ekstraligi rugby, między Edach Budowlanymi Lublin, a Orkanem Sochaczew jest poważnie zagrożony. Ostatecznie Komisja Gier i Dyscypliny nie przyjęła do wiadomości wyjaśnień stron i mecz odbył się w pierwotnym terminie, z tym że bez udziału publiczności. Widocznie było zagrożenie, że kibice zarażą się od chorych zawodników z Lublina, których przecież nie było na boisku. Jak wiele obiektów rugbowych, stadion w Lublinie położony jest w ten sposób, że można swobodnie śledzić wydarzenia na boisku spoza areny. Z tej okazji skwapliwie skorzystali kibice Orkana, mocno słyszalni podczas transmisji w TVP Sport. Na boisku mecz nie miał większej historii. Osłabieni gospodarze do przerwy przegrywali 0-33, by ostatecznie ulec wysoko 7-45. W sytuacji porażki dotychczasowego lidera na czoło wysforowali mistrzowie Polski z Ogniwa Sopot, który nie bez problemów wygrali na wyjeździe z Posnanią 31-15, mimo że to beniaminek zaczął od prowadzenia 8-0. Tak jak zapowiadały władze Ogniwa przed rundą, to czas dla mniej doświadczonych zawodników z kurortu. 26 punktów w tym spotkaniu było dziełem sopockiej młodzieży, w tym jedno przyłożenie autorstwa debiutanta Olgierda Sawickiego. Jedynym doświadczonym zawodnikiem Ogniwa, który wpisał się na listę zdobywców punktów był łącznik młyna, Mateusz Plichta. Po spotkaniu, reprezentacyjny łącznik młyna, udał się do szpitala z podejrzeniem złamania żeber. To niedobra wiadomość dla trenera Ogniwa, Karola Czyża, który ma już i tak szpital w drużynie, jak również dla selekcjonera Chrisa Hitta. Za tydzień reprezentacja Polski w przedostatnim meczu rozgrywek Trophy zagra w sobotę z Belgią w Brukseli na obiekcie im. Nelsona Mandeli. Ogniwo jest liderem, a jak ćwierkają już nie tylko nadmorskie wróbelki, sprawa walkowera na korzyść Edach Budowalnych Lublin niekoniecznie jest definitywnie zamknięta. Protest lublinian został bowiem złożony po terminie dlatego w ogóle nie powinien być rozpatrywany przez Komisję Gier i Dyscypliny. Z drugiej strony jeśli Władysław Grabowski (bo o niego cała afera z walkowerem) w meczu Ogniwa z Lublinem nie miał statusu zawodnika polskiego, to w innych spotkaniach też raczej nie mógł być Polakiem. Dlaczego zatem przed sezonem Komisja Licencyjna mu taki status przyznała? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Musicie nam państwo wierzyć na słowo, że wolelibyśmy promować rugby i pisać o nim tylko w kontekście spraw boiskowych, a nie "zielonego stolika". Wracając na murawę, dwa kolejne mecze Ekstraligi były mocno jednostronne. Lechia Gdańsk prowadziła z Awentą Pogoń Siedlce już 40-0, by ostatecznie zwyciężyć 40-14. Siedlczanie występują w Ekstralidze nieprzerwanie od 2012 r., ale chyba im się znudziło, bo w dziesiątym meczu ponieśli kolejną dziesiątą porażkę. Równie jednostronny był mecz o Trofeum Królów, w którym Juvenia Kraków uległa u siebie Up Fitness Skrze Warszawa 3-43. Tym samym cenne trofeum po raz piąty z rzędu pozostało własnością rugbistów z obecnej stolicy Polski, a ci ze starej po raz kolejny musieli obejść się smakiem. Wreszcie ostatni mecz pierwszej rundy spotkań rewanżowych Ekstraligi i najbardziej zacięty. Arka Gdynia prowadziła już nawet 23-11 z Master Pharm Rugby Łódź, by ostatecznie ulec 26-28. Prowadzenie zmieniało sie w tym aż pięciokrotnie. Bardzo dobry mecz w szeregach Arki rozegrał Anton Szaszero, który tym razem myślami był na boisku, a nie jak tydzień temu, ze swoimi bliskimi w oblężonym Kijowie. Po skutecznie wykonanym rzucie karnym ukraińskiego zawodnika, w 75. minucie Arka wyszła na prowadzenie 26-25, w doliczonym czasie gry zrewanżował się Kamil Brzozowski i to goście wywieźli minimalne zwycięstwo i to mimo, że grali bez jednego ze swych liderów Krystiana Pogorzelskiego. Łodzianie wygrali już trzeci raz na wiosnę i umocnili się na szóstym miejscu w tabeli, tracąc niewielki dystans do drużyn ich wyprzedzających. Maciej Słomiński