Runmageddon Global. Przyjaciele z pustyni
Ile osób zmieści się w dwuosobowym namiocie? Na Kaukazie, podczas Runmageddon Global nawet dziesięć – bo temperatura spada w nocy do minus pięciu stopni, a ludzie chcą się integrować.

Tak opowiada Marcin Józefaciuk, dyrektor łódzkiej szkoły o swoim Runmageddonie Global na Saharze. Tak się zachwycił, że przymierza się do kolejnych zawodów na Kaukazie, pod koniec września.
A Kamila Januszewska, właścicielka salonów kosmetycznych w Szczecinie tylko potakuje, bo na Saharze w namiocie spotkała... przyjaciółkę.

Marcin wciąga tatę
Ojciec Marcina, były wojskowy, trzymał ich z daleka od takich tematów, bo nie chciał, żeby dzieci poszły w jego ślady. Ale w końcu Marcin - już jako dyrektor i nauczyciel angielskiego - trafił na crossfit, tam usłyszał o Runmageddonie i rok temu zapisał się na pierwsze zawody w Warszawie.
- To było podczas sprawdzania matur. Szybko sprawdziłem swoją pulę, wsiadłem w pociąg i dwie godziny później ruszyłem na trasę - opowiada. - Myślałem, że to będzie jednorazowa przygoda. Sprawdzę, jak jest, dostanę medal i koniec. Ale ta atmosfera mnie wciągnęła. Mam gigantyczny lęk wysokości, klaustrofobię, a na Runmageddonie z pomocą ludzi możesz to pokonać. Zacząłem startować raz w miesiącu.
W wakacje wyjechał nad morze "z drugą połówką", chociaż nad morzem Marcin się strasznie nudzi. Nie miał więc problemu, żeby zakomunikować, że na kolejny start jedzie w góry. Na Kaukaz.
- To był maksymalnie aktywny urlop. Dyskoteka w schronisku na Kaukazie. Integracja w namiocie. Wszystko w gronie takich samych zapaleńców - zachwyca się. Wrócił do domu i postanowił... wystartować w kolejnej imprezie z cyklu Runmageddon Global, na Saharze.
- To było jeszcze większe wyzwanie. 120 kilometrów biegu z przeszkodami w trzy i pół dnia. Najlepsze wakacje. A pożyczanie sobie papieru toaletowego na pustyni, to niezapomniana integracja - mówi Marcin. - Na taką imprezę jadą osoby o pewnym statusie społecznym, można więc było nawiązać też zawodowe kontakty.
Stąd w szkole Marcina nowe meble w pomieszczeniach administracyjnych. Firma jego znajomego z Sahary wymieniała stare meble na nowe. A okazało się, że te meble mają dopiero rok, więc dla szkoły były jak nowe - więc Marcin chętnie je przyjął. Kroi się też większy biznes - szkoła Marcina ma 12 ha ziemi na obrzeżach Łodzi i może uda się tam zorganizować tor runmageddonowy dla mieszkańców.
- Po Kaukazie dostałem medal od dzieciaków. I już kilku uczniów szykuje się ze mną do Runmageddonu - cieszy się. - Dzieciaki czują, że człowiek ma pasję. Kilka razy przyszli i poprosili, żebym im zrobił crossfitowe i runmagedońskie treningi w ramach WF-u. Wuefista się zgodził, to poprowadziłem.
Już na ten pierwszy start w Runmageddonie z Michałem pojechał ojciec: - To było na terenie twierdzy Modlin, były juki, wystrzały, zasieki. Był zachwycony. Tak się zżyłem z ojcem przez Runmageddon, że teraz powiedział, że będzie ze mną startować.

Mama chwali się Kamilą
Kamila ma w Szczecinie dwa salony kosmetyczne, klinikę urody i centrum szkoleniowe, gdzie uczy dbania o ciało, o twarz, o rzęsy. Ale kręcą ją sporty "nie dla każdego", takie gdzie można sprawdzić siłę, charakter, wytrzymałość. Najlepiej jeszcze w ekstremalnych warunkach, jak rozgrzana słońcem Sahara. Wcześniej wystartowała tylko w jednym Runmageddonie w Poznaniu - na dystansie 3 km, żeby się sprawdzić. A kiedy jej się spodobało, zapisała się na 50-kilometrowy dystans na Runmageddon Global na Saharze.
- Tam były niesamowite widoki. Kolory pomarańczowy, żółty i tak... wielbłądzi - wspomina.
Trafiła do namiotu z Eweliną, trenerką personalną z Gliwic - wcześniej się nie znały. Przegadały noc przed startem i Ewelina namówiła Kamilę, żeby się przepisała na dłuższy dystans, 120 km. - Damy radę, nie zostawię cię na trasie - obiecała.
Obie miały na trasie kryzysy, kiedy musiały podtrzymywać się na duchu i na nogach. - Drugiego dnia, na 40. kilometrze trasy usiadłyśmy na wydmach i nie miałyśmy siły wstać. W pewnym momencie Ewelina powiedziała "wstawaj, lecimy" i wzięła mnie za rękę. I tak ruszyłyśmy za rękę przez pustynię.
Na sam koniec trasy na zawodników czekała niespodzianka: ostatni kilometr z 10-kilogramowym workiem piachu.
- Cały camp wybiegł nas dopingować - wspomina Ewelina. - A ja myślałam tylko o tym, że nigdy w życiu nie byłam taka zmęczona.
A teraz myśli już o wyjeździe we wrześniu na Kaukaz! - Tamten wyjazd ogromnie dużo mi dał. Przyjaciółkę, z którą codziennie jesteśmy w kontakcie. Nowe perspektywy biznesowe, zrobiłam kurs trenera personalnego i chcę się rozwijać w branży sportowej. A moja mama, która wcześniej się mną niespecjalnie chwaliła, teraz opowiada na prawo i lewo, że córka ukończyła Runmageddon Global na Saharze.
Więcej informacji o Runmageddon Global oraz zapisy na ekstremalne eventy znaleźć można na stronie.







