Rumuński związek nie stać na wypłacenie premii, więc zawodnicy dostają tylko niskie diety. - Hokeiści klubów, które mają pieniądze i płacą kontrakty powiedzieli, że za darmo grać nie będą i woleli zrobić sobie tydzień wolnego. Przyjechali więc tylko zawodnicy z klubów, które są niewypłacalne - tłumaczył słowacki trener Rumunii. Najwyraźniej przywykł już do hokejowej rumuńskiej rzeczywistości, bo po spotkaniu nie wyglądał na załamanego. - W Siedmiogrodzie węgierski jest bardzo popularny, dlatego właśnie w tym języku porozumiewam się z hokeistami Rumunii. Mówią, że rozumieją. Jednak po takim meczu, jak dziś, myślę, że tylko tak mówią, a wcale mnie nie rozumieją - żartował na konferencji prasowej. Mówiąc już serio, przyznał, że zawodnicy, których z konieczności powołał, nie są liderami swoich klubowych zespołów. - Skoro nie mogą udźwignąć ciężaru gry w swoim klubie, to trudno wymagać od nich, aby zrobili to w reprezentacji. Po prostu nie są przyzwyczajeni do rozgrywania tak ciężkich spotkań - tłumaczył Kapusta. W porównaniu z rumuńską, sytuacja naszej kadry jest fantastyczna. Wszyscy zawodnicy solidarnie podkreślają, że po zmianie warty we władzach związku niczego im nie brakuje. Sprawy organizacyjne ułożone są w sposób profesjonalny, brakuje za to czegoś innego - zaplecza kadrowego. Turniej prekwalifikacyjny do igrzysk w Vancouver, który rozgrywamy w Sanoku jest po mistrzostwach świata drugą pod względem znaczenia imprezą, jaka czeka nas w tym sezonie, a tymczasem musimy grać na siedmiu obrońców. Mimo tego w kadrze panuje optymizm i duch walki. - Jesteśmy na dobrej drodze. Widać to gołym okiem - przekonywał Grzegorz Piekarski, jeden z najsolidniejszych naszych defensorów ostatnich lat. Podobnie, jak wcześniej Rudolf Rohaczek, tak teraz Peter Ekroth ustawił go w parze z Adamem Borzęckim. Hokeista Bad Tolz tak, jak podczas MŚ w Innsbrucku, jest najmocniejszym punktem naszej obrony. W piątek strzelił swojego dziesiątego gola w 52. występie w reprezentacji, co jak na obrońcę, jest świetnym wynikiem. - Moim zdaniem Adam jest najlepszym polskim obrońcą - komplementował go partner z reprezentacyjnej obrony. - To bardzo fajny człowiek i inteligentny hokeista. Jest bardzo doświadczony, można powiedzieć, że otarł się o NHL. Gra nam się ze sobą świetnie, bo już w "dwudziestce" byliśmy ustawiani razem. W słowach Grześka nie ma przesady. "Borzena" rzeczywiście imponuje wysoką, stabilną formą, a grę w koszulce z orzełkiem na piersi uważa za zaszczyt, a przecież z Bawarii na Podkarpacie wcale nie jest mu po drodze. Mirosław Ząbkiewicz, Sanok