Kliknij, aby zobaczyć zapis relacji na żywo z meczu Polska - Holandia Michael Biegler w jednym z wywiadów powiedział, że pierwszy mecz pod jego wodzą będzie jak "próba ognia". Jeśli trzymać się tej stylistyki, to było to raczej zdmuchnięcie płonącej zapałki. Drużyna Holandii nie dość, że nigdy w piłce ręcznej nic nie znaczyła, to jeszcze eliminacje rozpoczęła z nowym trenerem i bez kilku najbardziej doświadczonych zawodników. Z gry w kadrze zrezygnowali między innymi Bartosz Konitz (znany z występów w Vive, Pogoni Szczecin w Bundeslidze), Fabian van Olphen (niemiecki Magdeburg) czy Mark Bult (Fuchse Berlin). Z tych, którzy grali w Płocku tylko trzech zawodników gra w Bundeslidze, czterech kolejnych - w 2. Bundeslidze, a reszta w słabej lidze holenderskiej. Młodzież nie była w stanie nawiązać walki i jedyne miłe wspomnienie z Płocka wywiezie takie, że prowadziła na początku 2-0 i 3-1. Może jeszcze kilka ładnych bramek, po technicznych rzutach, zapadnie jej w pamięci. Potem niepodzielnie panowała jedna drużyna. Biało-czerwoni między 5. a 23. minutą zdobyli 12 goli, stracili dwa. Wygrywali 13-5 i dominowali w każdym elemencie. Sławomir Szmal bronił niemal wszystko, w ataku piłka szła jak po sznurku, po płynnie rozegranych akcjach do siatki wpadało wszystko. No, poza rzutami Krzysztofa Lijewskiego, który miał wyjątkowo rozregulowany celownik. Ale znalazł swoje miejsce na boisku i przekwalifikował się na asystenta. To, jak podawał do skrzydłowych, jak blokował rzuty Holendrów w obronie, było przejawem pierwszej klasy! Po jego podaniach gole zdobywali ci, którzy na występ u trenera Bogdana Wenty mogliby się nie doczekać, jak Michał Bartczak, Przemysław Krajewski, Michał Kubisztal czy Paweł Paczkowski. Drugi zryw Polaków miał miejsce w 40. minucie. Siedem goli z rzędu wywindowało przewagę do 15 trafień i na 10 minut przed końcem Polska wygrywała 30-15. Skończyło się 33-22, bo w ostatnich minutach "Biało-czerwoni" zagrali skandalicznie nonszalancko. Gubili piłkę, nie trafiali w bramkę, byli bierni w obronie i łapali kary, więc w końcówce zostało ich czterech w polu. Nie ma żadnego wytłumaczenia, że przy kilkunastobramkowym prowadzeniu Biegler wpuścił debiutantów, bo oni z kolei mieli pracować na kolejne powołania. Ale gołym okiem widoczna była przepaść między pierwszą polską siódemką (Jureccy, Lijewski, Rosiński, Wiśniewski, Grabarczyk) a resztą. Wysoką wygraną z takim przeciwnikiem nie wolno się zachwycać. Chwalić w zasadzie też się nie powinno, bo Holandia to europejska trzecia liga. Na plus na pewno trzeba zapisać to, że po reprezentantach Polski widać było radość z gry i zdobywanych bramek, w miarę płynnie przeprowadzali akcje, ale też trzeba pamiętać, że nie miał kto im przeszkadzać. W niedzielę w Zaporożu na Polaków czeka trudniejszy przeciwnik - Ukraina (godz. 16). Rywal na pewno do przejścia, ale nie tak łatwy jak Holandia. W naszej grupie grają jeszcze Szwedzi. Do turnieju finałowego awansują po dwie najlepsze drużyny z grup oraz jedna ekipa z trzeciego miejsca z najlepszym bilansem. Grupa 5 el. ME 2014: Polska - Holandia 33-22 (16-8) Polska: Sławomir Szmal, Marcin Wichary - Bartłomiej Jaszka 3, Krzysztof Lijewski 3, Michał Bartczak 3, Adam Wiśniewski 3, Bartosz Jurecki 3, Michał Jurecki 5, Paweł Paczkowski 1, Piotr Grabarczyk, Mariusz Jurkiewicz, Mateusz Jankowski, Przemysław Krajewski 3, Michał Kubisztal 1, Tomasz Rosiński 4, Robert Orzechowski 4.Holandia: Dennis Schellenkens, Luuk Hoiting - Arjan Haenen 6, Patrick Miedema 2, Robby Schagen 1, Matthijs Vink, Toon Leenders 1, Leon Van Schie 1, Nick De Kuijper, Iso Sluijters 3, Tim Remer 1, Jasper Adams 3, Jorn Smits 1, Nicky Verjans 1, Jeffrey Boomhouwer, Jasper Snijders 2.Kary: Polska - 8, Holandia - 10 min.Sędziowali: Sasa Pandzić i Boris Satordzija (Bośnia i Hercegowina)Widzów: ok. 4,5 tys. Następny mecz: Szwecja - Ukraina, 1 listopada, godz. 19.