Dziekanowski: Powróciła normalność, a wraz z nią większe nadzieje
Plan na mecze z Holandią i Finlandią wykonany - remis i wygrana sprawiają, że wraca moda na piłkarską reprezentację. Ale, jak słusznie i mądrze zauważył trener Jan Urban, gdy po meczu zbyt mocno słodzili mu dziennikarze: "Wiem jak bliska jest odległość z nieba do piekła". W tych pochwałach jeszcze nie ma co popadać w euforię.

Podobne słowa, choć nieco bardziej dosadne ("niedawno nazywaliście mnie kawałkiem g…, dziś jestem bogiem, a ja nie jestem ani jednym, ani drugim") wypowiedział kiedyś były selekcjoner biało-czerwonych, świętej pamięci Leo Beenhakker. Trener, u którego obecny selekcjoner również zdobywał szlify.
Wynik meczu z Finlandią (3:1) wzięlibyśmy w ciemno przed pierwszym gwizdkiem. Po meczu szkoda straconej bramki. Z drugiej strony ktoś, kto spotkania nie oglądał, mógłby się zdziwić, że na naszym boisku to rywale dłużej utrzymywali się przy piłce (55 do 45 procent). Wyjaśnienie jest proste - Finowie grali piłką, ale z dala od naszej bramki. Mówiąc językiem bokserskim - trzymaliśmy ich na dystans i punktowaliśmy, wyprowadzając co jakiś czas celne ciosy.
Dobra organizacja, spokój i mądrość - to atuty, które zaprezentowaliśmy na stadionie w Chorzowie. I to atuty, których brakowało nam od lat. Jan Urban nie udaje, że jest Davidem Copperfieldem i potrafi wyczarować coś z kapelusza, tylko okazuje się trenerem, który prostym i spójnym przekazem potrafi w kilka dni poukładać zespół. Sprawił, że zagraliśmy na miarę możliwości. Nie ponad te możliwości, ale na solidnym poziomie, którego oczekiwaliśmy od lat, a który to poziom pojawiał się dotychczas jedynie sporadycznie.
Obejrzeliśmy w końcu fantastyczną akcję: Piotr Zieliński - Robert Lewandowski, po której padł ważny gol. Takich akcji oczekujemy więcej, może nie w każdym spotkaniu, ale przynajmniej w co drugim. Tych fajerwerków, tej kreatywności nie było nie wiadomo ile, ale na takiego rywala, jak Finlandia wystarczyło. Była za to dobra organizacja w defensywie. Każdy trener wie, że drużynę buduje się od tyłu, ale niektórzy próbowali udowodnić, że mogą zrobić inaczej - na przykład zacząć od postawienia dachu.
Jeszcze nie możemy oczekiwać, że zdominujemy każdego teoretycznie słabszego rywala atakiem pozycyjnym, utrzymywaniem się przy piłce na jego połowie, ale jesteśmy gotowi na to, by nie grać naiwnie. To my założyliśmy pułapkę na Finów, w którą oni wpadli. Wyjechali z Chorzowa z korzystnymi statystykami procentowymi (chodzi tylko i wyłącznie o statystyki posiadania piłki), ale też z bagażem trzech straconych goli.
Skąd ta zmiana się wzięła? Przede wszystkim stąd, że Jan Urban trafił do zawodników swoim prostym przekazem, wytłumaczył im w sposób przystępny kto za co odpowiada na boisku. Wreszcie o powołaniu do kadry decydują umiejętności piłkarskie, a nie metryka. Mierzi mnie, gdy czytam lub słucham wywody o tym, że Lewandowski nie strzela tyłku goli, bo ma 37 lat, a Grosicki już tak szybko nie biega, bo jest w tym samym wieku. Wreszcie przydatność jest mierzona formą, a nie metryką.
Niektórzy widzowie i komentatorzy byli zaskoczeni, że na mecz z Finami trener posłał identyczną "jedenastkę", jak przeciwko Holendrom. Zaskoczenie mogło wziąć się stąd, że w ostatnich latach wyjściowe składy wyglądały trochę tak, jakby ktoś losował kartki z nazwiskami z kapelusza. Urban słusznie uznał, że nie będzie nikogo karał za korzystny wynik z Holendrami. Niektórzy zagrali poniżej swoich możliwości (zwłaszcza blok ofensywny), ale trener dał dowód, że im ufa i dlatego dostaną kolejną szansę.
I tak właśnie buduje się szacunek, tak buduje się drużynę. Jest w tym pewna konsekwencja, jest ciągłość. Piłkarze widzą w takim postępowaniu sygnał, że zaufanie nie jest chwilowym kaprysem, tylko czymś trwalszym, co można określić: dziś może nie do końca wyszedł ci mecz, ale dostaniesz szansę na poprawkę. W ten sposób buduje się fundamenty i nie podcina się skrzydeł zawodnikom.
Jeszcze za wcześnie, by porównywać Przemysława Wiśniewskiego do Jerzego Gorgonia, Jana Urbana do Kazimierza Górskiego, ale jest nadzieja, że ta reprezentacja z każdym meczem będzie szła do góry i osiągnie przynajmniej taki poziom, jak kadra w najlepszych czasach za kadencji Adama Nawałki. Bardzo temu kibicuję!











