Prezentujemy fragmenty książki "Diego Maradona. Chłopiec, buntownik, Bóg", która ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN.Giannina i Dalma oskarżyły Leopoldo Luque, osobistego lekarza ich ojca przez ostatnie cztery lata, o zaniedbywanie pacjenta. Śledczy przyglądali się Luque, badając wątek ewentualnych zaniedbań w związku ze śmiercią Maradony. Pisarz Andrés Burgos zamieścił na Twitterze wpis: "Zaczęło się polowanie na winnych śmierci Maradony, jak gdyby upadek Diego wydarzył się wyłącznie w ostatnich dniach jego życia, a nie polegał na tym, co robił i czego zaniechał mniej więcej od czterdziestki. Patrzymy na zdjęcie, a powinniśmy oglądać film". Majątek Maradony obejmował samochody, nieruchomości, inwestycje, tantiemy od firm odzieżowych, szkółkę piłkarską, marki Diego Maradona, Diego i El Diez, a do tego dziesiątki różnych darów, które otrzymał, w tym czołg amfibię. Całkowita wartość tych aktywów wynosi około 75 milionów dolarów. Majątek ma zostać podzielony między pięcioro uznanych przez niego dzieci: Dalmę, Gianninę, Diego Jra, Dieguito Fernando i Janę. Maradona ma również potomstwo, którego nie uznał, ale że sprawy o uznanie tych dzieci ciągle trwają, nie można było skremować zwłok Maradony, by zachować jego DNA w charakterze materiału dowodowego. Santiago Lara z La Platy miał w dniu śmierci Maradony 19 lat, Magalí Gil z Buenos Aires - 24 lata, do tego dochodziła czwórka dzieci w wieku od 19 do 21 lat urodzonych na Kubie. Spory prawne o majątek potrwają jeszcze wiele miesięcy, jeśli nie lat. Maradonę żegnał cały świat, od papieża po prezydentów Maradonę żegnał cały świat, od papieża po prezydentów. Pelé powiedział: "Mam nadzieję, że pewnego dnia zagramy razem w niebie". Jego pamięć uczczono w Wielkiej Brytanii, choć pewnie Szkoci myśleli o nim cieplej niż Anglicy. Tego samego dnia, w którym poinformowano, że brytyjska gospodarka znalazła się w największym od 300 lat dołku, na pierwszych stronach "Guardiana" i "Timesa" dominował Maradona. Błyskawicznie zareagował Peter Shilton, szybciej niż w 1986 roku w bramce. Stwierdził, że Maradona "miał w sobie wielkość, ale nie miał ducha sportowej rywalizacji". O jego śmierci dowiedziałem się, komentując mecz Interu Mediolan w Lidze Mistrzów na antenie CBS. Pomyślałem, że pojadę do Neapolu. Gdy rankiem 26 listopada wysiadłem tam z pociągu, ktoś od razu próbował sprzedać mi pamiątki związane z Maradoną. Pozostała część miasta była pogrążona w pandemicznej ciszy. Zawieziono mnie na wzgórza do Quartieri Spagnoli (Dzielnicy Hiszpańskiej), gdzie ulice są węższe i gdzie wyczuwa się i widzi niedostatek. Ludzie zebrali się tam pod zajmującym całą ścianę muralem z Maradoną. Jacyś młodzi neapolitańczycy stali wokół znajomego siedzącego na skuterze. Rozmawiali, palili papierosy, nie zasłaniając twarzy maskami. Nigdy nie widzieli Diego na boisku. "Opowiadał mi o nim tata, to dzięki niemu poczuliśmy dumę", powiedział mi jeden z nich. Zaczął opowiadać o pokonaniu Północy, tych bogatych, i o tym, że tego wieczoru wszyscy wywieszą na balkonach coś na upamiętnienie Diego - jakąś flagę, transparent, plakat, cokolwiek. Absolutnie nie spodziewałem się tego, co zastałem na stadionie, jeszcze w tym samym tygodniu przemianowanym na Stadio Diego Armando Maradona. Nazajutrz po jego śmierci Napoli grało w Lidze Europy z Rijeką, przy pustych trybunach. Początkowo przed obiektem zebrało się na oko z pięć tysięcy osób. Na dwie godziny przed meczem było ich już dziesięć tysięcy. Wielu ludzi paliło, wszyscy śpiewali, wszędzie wokół niósł się dym z rac. Mężczyźni w wieku 20 i 30 lat śpiewali stare przyśpiewki, "Ho visto Maradona, ho visto Maradona!" (Widziałem Maradonę), choć nigdy go nie widzieli. Odpalano race, machano flagami, na jednej z trybun wywieszono olbrzymi transparent z napisem "Król". Przez dużą część minionych miesięcy się izolowałem - z uwagi na pandemię oraz goniące mnie terminy. Teraz pośród tego dymu i męskiego męczeństwa zacząłem się dusić, musiałem kawałek odejść. Okazuje się, że z dystansu wszystko wygląda inaczej. Moim oczom ukazał się przepiękny widok: stadion spontanicznie otoczyli młodzi (w przeważającej większości) mężczyźni i oświetlili go racami. Nie płakali, nazywali Maradonę swoim. On sam nigdy nie chciał być stawiany za wzór, mimo to ci kibice mieli go za jednego z nich, a jednak od nich lepszego. W Neapolu Diego był Bogiem innego rodzaju niż w Argentynie - bardziej mściwym i pełnym energii, z pewnością mniej skomplikowanym. Nigdy natomiast go tam nie zapomniano. Dlatego wszyscy ci ludzie tam przyszli. Pokazywali światu, że nigdy nie pozwolą mu odejść.