Na mecz Anglia - Ekwador w 1/8 finału niemieckich mistrzostw świata w 2006 roku wysłano mnie niemal za karę. Od dawna uważam, że z ostatnią wybitną drużyną, którą mieli Anglicy rozprawiła się kadra Kazimierza Górskiego. Ani zespół Gary’ego Linekera, który pobił Polaków w Meksyku, by odpaść po "ręce Boga" i "golu stulecia" Diego Maradony, ani drużyna Paula Gascoigne’a cztery lata później, choć dotarła do półfinału włoskiego mundialu, ani następne z tak znakomitymi graczami jak Michael Owen, Paul Scholes, Frank Lampard, Steven Gerrard, czy Wayne Rooney nie tworzyły kolektywów zdolnych swoją grą zapierać dech w piersiach postronnych fanów. Mówiąc pół żartem, pół serio: Anglia jest dla futbolu tym, czym dla motoryzacji. Jako pierwsza wprowadziła produkcję masową samochodów, ale dziś jeździ się tam po "niewłaściwej" stronie. Na mundialu w Niemczech niemal siedem lat temu reprezentacja Anglii mierzyła jak zwykle w medal, ale zwyczajowo zatrzymała się na ćwierćfinale. Jej ostatnią zdobytą bramką był zwycięski gol przeciw Ekwadorowi, temu samemu, który wyrzucił z mistrzostw drużynę prowadzoną przez Pawła Janasa. Pojedynek w Stuttgarcie był przeraźliwie nudny, na boisku kompletnie nic się nie działo, osławieni angielscy fani wygrywali na swoich instrumentach melodię mogącą uśpić nawet kogoś, kto przed chwilą wypił trzy kawy. Mecz rozstrzygnął David Beckham, genialnie wykonując rzut wolny. Gdyby Anglicy mieli jedenastu takich piłkarzy, mogliby zajść znacznie dalej. Sześć dni później zatrzymali się jednak na Portugalii. Sposób, w jaki podkręcał piłkę Beckham doczekał się filmu, mimo wszystko jego kariera, szczególnie od momentu związku z Victorią Adams, przebiegała niekiedy dość kuriozalnie. Piłkarz stał się ofiarą własnej sławy, gdziekolwiek nie poszedł: do Realu, Galaxy, Milanu i PSG, zaraz znajdował się tłum szyderców twierdzących, że to zabieg medialny, niemający nic wspólnego ze sportem. Prezes "Królewskich" Ramon Calderon nazwał Beckhama "półaktorem", kilkanaście tygodni później Anglik dał jego klubowi mistrzostwo kraju. To był największy sukces kadencji Calderona. Oczywiście, wyjeżdżając do USA, David chciał zrobić prezent małżonce, a nie rozwijać się zawodowo. Dlatego uciekał do Mediolanu, o co wściekał się na niego gwiazdor Galaxy Landon Donovan. Jego zdaniem eksperyment z Beckhamem był fiaskiem, tyle, że Galaxy zdobyło potem dwa razy MLS Cup. Oczywiście także kontrakt Anglika w PSG komentowano złośliwie, że katarscy szejkowie potrzebują nie tyle dobrego pomocnika, co faceta ze znaną twarzą, by ściągnąć na klub powszechną uwagę. Zapewne najlepszy okres Beckhama na boisku, to była gra w barwach United. Dla klubu, w którym się wychował zdobył sześć tytułów mistrza Anglii, a także dzięki niemu przeżył triumf w porywającym finale Champions League z Bayernem na Camp Nou w 1999 roku. Dośrodkowania Beckhama były bite z precyzją chirurga, Alex Ferguson ustawiał go w roli skrzydłowego, która najbardziej pasowała do Anglika. W Madrycie zmieniono mu pozycję na boisku, by upchnąć w składzie z Zidane’em i Figo. 2003 rok, gdy przyjechał do stolicy Hiszpanii, wyznaczał zmierzch galaktycznych. Niczego nie chcę na siłę usprawiedliwiać. Beckham tego nie potrzebuje. Jego zagraniczne wojaże przyniosły mu status pierwszego Anglika z tytułami mistrzowskimi w czterech ligach. Chciał być nie tylko piłkarzem, ale ikoną popkultury i nią został. Nawet mając 38 lat zarabia więcej niż najjaśniejsze współczesne gwiazdy Leo Messi i Cristiano Ronaldo. On i jego rodzina stali się fantastycznie prosperującą spółką. Nie jest to jednak powód, by odmawiać Beckhamowi sportowej klasy. Tak podkręcać jak Anglik, nikt dziś nie potrafi. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim