Kibice Widzewa protestują i stoją murem za piłkarzami
Kibice Widzewa Łódź podczas meczu z Cracovią protestowali przeciwko złej sytuacji i polityki prowadzonej przez klub - większość opuściła stadion w pierwszej połowie.

Fani żądają uregulowania zobowiązań finansowych wobec piłkarzy i pytają, gdzie obiecywane przez Sylwestra Cacka sukcesy.
"Gdzie jest nasz stadion, hej Cacek, gdzie jest nasz stadion?", "Gdzie te sukcesy, hej Cacek, gdzie te sukcesy?", "Zapłać piłkarzom, hej Cacek, zapłać piłkarzom", "Ch... z działaczami, piłkarze jesteśmy z wami" - tak w sobotę śpiewali fani łódzkiej drużyny. Zawodników dopingowali tylko przez pewien czas, w 38. minucie spora grupa wyszła ze stadionu. Nie pomogły apele spikera, który przyznał, że to jeden z najbardziej przykrych wieczorów przy alei Piłsudskiego.
Kibice Widzewa mają dość polityki prowadzonej przez Sylwestra Cacka, właściciela klubu. Mają dość i jego, i ludzi, którzy rządzą łódzką drużyną.
Kilka dni temu "Przegląd Sportowy" poinformował, że zaległości wobec byłych pracowników Widzewa wciąż nie zostały uregulowane. Czesław Michniewicz, Marcin Węglewski, Krystian Brcko i Andrzej Krzyształowicz do dziś nie otrzymali bowiem zaległych premii. I zbyt szybko ich nie otrzymają, bo w klubie mają poważniejsze problemy.
Według informacji INTERIA.PL, ostatnie wypłaty na konta piłkarzy trafiły w lipcu. W tym tygodniu mijają cztery miesiące, od kiedy otrzymali pensje. Kiedy w końcu zobaczą pieniądze? Nie wiadomo, chyba niezbyt prędko. Władze klubu namawiały zawodników na obniżenie pensji o blisko 80 procent. Kasa miałaby zostać zamrożona i wypłacona pod koniec sezonu. Spora grupa piłkarzy, na czele z tymi najważniejszymi, propozycję odrzuciła.
- Klub ma dobrego właściciela, uczciwych prezesów. Jeżeli powiedzieli, że uregulują zaległości, to nie mam podstaw, by im nie wierzyć. Nie wiem jednak, czy stanie się to za miesiąc, dwa czy siedem - mówi nam Souheil Ben Radhia.
Fani łódzkiej drużyny doskonale znają sytuację piłkarzy. Rozumieją ich, stoją za nimi murem. Pokazali to w sobotę. - Doskonale słyszeliśmy, co krzyczeli na meczu. Mam tylko nadzieję, że ich relacje z działaczami znów się nie pogorszą - twierdzi Jarosław Bieniuk.
Obcokrajowcy z Widzewa, a jest ich wielu, wykrzykiwanych haseł nie rozumieli. Wytłumaczyli im to koledzy z zespołu. - Cieszę się, że mamy takie wsparcie - przyznaje jeden z zawodników. Ugo Ukah na swoim profilu na Facebooku napisał: "dzienkuje kibicow za wsparcie na meczu, bardzo szanujemy tego..." (pisownia oryginalna).
Jak na okrzyki kibiców reaguje trener Radosław Mroczkowski? Milczeniem...
- Chciałbym dostawać pieniądze regularnie, zawsze tego samego dnia, ale to nie wszystko, o czym myślę - zauważa Ben Radhia. - Widzew to mój klub, staram się zrozumieć sytuację. Jak wychodzę na boisko, to wszelkie problemy zostawiam w szatni. Nie ma sensu odwalać jakichś numerów i celowo grać słabo. To byłaby głupota. Myślę, że każdy piłkarz ma takie samo podejście.
Sęk jednak w tym, że o tego typu sprawach nie myśleć na co dzień, po prostu się nie da. Po wielu zawodnikach widać, że obniżyli loty - przed niezbyt przekonującym zwycięstwem nad Cracovią, Widzew przegrał cztery mecze z rzędu.
W jaki sposób prezesi zamierzają rozwiązać tę sytuację? Co chwila zapewniają piłkarzy, że wkrótce znajdą odpowiednie rozwiązanie, że coś wymyślą. Niewykluczone, że na powrót do normalności, na właściwe tory trzeba będzie poczekać aż do zimy. Widzew zamierza zarobić na transferach. Pierwsi w kolejce do odejścia są Tunezyjczyk Ben Radhia i Brazylijczyk Dudu.
Rok temu klub ratował budżet w bardzo podobny sposób. Sprzedał najlepszego w drużynie Marcina Robaka, na siłę wypychał też Darvydasa Szernasa. W maju piłkarze strajkowali, odmówili wyjścia na jeden z treningów. Dziś historia właściwie zatacza koło.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje