INTERIA.PL: Po co wam był transfer Meliksona, na którego wydaliście 700 tys. euro, czy takie pieniądze nie powinny być wydane na drugiego obok Genkowa napastnika? Genkow ma zastąpić Pawła Brożka, a jeszcze z "Broziem" w składzie Wisła miała kłopoty ze zdobywaniem goli. Bogdan Basałaj, prezes Wisły Kraków: - Teoretycznie nic by się nie stało, gdybyśmy zamiast Meliksona kupili napastnika. Na sprowadzenie Maora nalegali Stan Valckx i Robert Maaskant na podstawie bardzo dobrej opinii skautów. A poza tym w dobrze prowadzonym klubie, pion sportowy powinien mieć pewną niezależność działania i u nas tak jest. Sprowadzanie zawodników nie leży w gestii zarządu. Owszem, każdy transfer musi zyskać akceptację zarządu i właściciela, ale szczegóły - kto i na jaką pozycję zostawiamy ludziom, którzy się najlepiej na tym znają. Trener z dyrektorem uznali, że właśnie takich zawodników potrzebujemy. I my zaakceptowaliśmy. To się nazywa ład korporacyjny. A co, jeśli pion sportowy popełnia błędy? - Nikt do końca nie jest od nich wolny. Ale dlatego mamy skautów, aby ich obserwacje, ewentualne pomyłki ograniczyć do minimum. Pion sportowy, jak każdy inny podlega weryfikacji, ale czas na nią przyjdzie najwcześniej po sezonie. Nie ma pan obaw, że dochodzenie do formy Genkowa, który długo załatwiał formalności związane z przeprowadzką do Polski, zajmie sporo czasu i w pierwszych meczach Wisła może mieć kłopoty ze strzelaniem goli? - Być może, ale ja przypomnę, że wcześniej często musieliśmy sobie radzić bez Pawła Brożka (kontuzje), który w ciągu roku rozgrywał kilka dobrych meczy - myślę zwłaszcza o tych z Legią, a to o wiele za mało jak na tej klasy zawodnika. Nie zadrżała panu ręka, gdy sprzedawał braci Brożków? - Nie, i myślę że przede wszystkim Paweł powinien odejść trochę wcześniej. Ta zasada dotyczy zresztą wszystkich piłkarzy i jest prosta: "jeśli przez kilka lat jesteś filarem takiego klubu jak Wisła i w tym czasie nie osiągasz ani jednego sukcesu w Europie, to po prostu musisz odejść, ustąpić miejsca innym". Z bardzo rzadkimi wyjątkami. Rola gwiazdy na rynku krajowym, w Krakowie, zarabiającej niemało, nie jest dobra, ponieważ zabija u takich piłkarzy dążenie do osiągania nowych celi. Klub, czy zawodnik, którego szczytem jest sięgnięcie po mistrzostwo kraju, de facto się cofa. Mistrzostwo Polski można zdobywać dysponując o wiele niższym budżetem od tego, który od kilku lat ma Wisła. Ale odejście Brożków to nie tylko pozbycie się dwóch dobrych piłkarzy, ale też liderów szatni. Jednocześnie ruch ten znamionuje koniec dawnej Wisły, tej z wielkimi gwiazdami - Frankowskim, Szymkowiakiem, Żurawskim, Baszczyńskim, Głowackim, bo bracia wchodzili do zespołu w okresie ich świetności i byli jedynymi, którzy pozostali w klubie aż do teraz. - Ja tylko przypomnę, że ze wszystkimi tymi wielkimi piłkarzami Wisła odpadała z Pucharu UEFA z Valerengą Oslo, czy Dinamem Tbilisi, a później już bez kilku w/w z Levadią Tallin i Karabachem. We współczesnej piłce nie buduje się już składów wyłącznie w oparciu o sentymenty, przywiązanie do nazwisk, tradycję. Świat się zmienił, nie wiem czy właściwie, a Europa otworzyła granice. Czyli taktyka przyjęta chociażby przez Milan, który przez kilka, nawet kilkanaście lat miał ten sam szkielet zespołu, choć porażek nie brakowało, jest błędna? - Niekoniecznie, w Milanie i innych największych klubach wielkiej "trójki": Anglia, Hiszpania, Włochy piłkarze mają spory dylemat, bo nie mają dokąd pójść. Gdzie by się nie ruszyli, to nikt im lepiej nie zapłaci, nie mówiąc o tym, że nie zagrają już w lepszej lidze. Tylko najwięksi szczęściarze stanowią wyjątki lądując w Barcelonie, Realu, czy Manchesterze. Piłkarze pozostałych krajów mają jednak szansę rozwoju i awansu poprzez transfer do silniejszej ligi. Życzyłbym sobie samych takich piłkarzy, dla których celem będzie gra np.: w Manchesterze United. Właśnie tacy ludzie mi imponują, bo mówienie o tym, że do końca życia chcę grać w Wiśle nie przekonuje mnie. Życie pokazało, że Wisła, dysponując na początku XXI wieku dobrym zespołem, który nie miał sobie równych w Polsce, i poza jednym sezonem, nie osiągnęła niczego w europejskich pucharach. I mówię to, mimo że byłem wtedy prezesem. I to boli, trzeba coś zmienić, by to przerwać. W Ekstraklasie panuje coraz większa moda na zatrudnianie obcokrajowców. Hołduje jej również Wisła. Czy to nie wyjdzie bokiem polskiej piłce? Wiadomo, że nie ma już na polskim rynku takich perełek jaką 11 lat temu był choćby Maciej Żurawski, za którego Wisła płaciła milion euro, ale nie aż tak brakuje nam piłkarzy, by co drugi sprowadzany przez kluby Ekstraklasy zawodnik był obcokrajowcem! Ten najazd - przeciętnych i słabych najczęściej piłkarzy zagranicznych na Polskę, może się fatalnie zakończyć dla naszej piłki, a zwłaszcza dla reprezentacji. - Po pierwsze - nasi obcokrajowcy nie są słabi i wierzę, że podniosą poziom naszej drużyny. Ja też bym chciał, żeby przychodziło do Wisły więcej Polaków! Nie znam zresztą prezesa klubu Ekstraklasy, który by nie chciał brać polskich zawodników. Ale ich po prostu nie ma i tutaj jest pies pogrzebany. Trzeba walczyć o to, aby ruszyła "produkcja" talentów na szeroką skalę, które wejdą do klubów ligowych. Nie ma się czego wstydzić i trzeba to powiedzieć otwarcie: na razie nie mamy w Polsce centralnego systemu szkolenia. W Holandii, Francji, Hiszpanii, a od niedawna nawet w Anglii są centralne systemy szkolenia, są akademie piłkarskie. W Bundeslidze są akademie, które podzielono na kategorie: trzygwiazdkowe, dwugwiazdkowe i jednogwiazdkowe i w zależności od jakości ich pracy są odpowiednio finansowane. W Polsce nic takiego nie istnieje, więc nie dziwmy się, że nasze szkolenie jest bardzo słabe. Do tego dochodzi infrastruktura, która teraz ulega poprawie, ale kilka lat temu była beznadziejna. Nadrzędnym problemem jest jednak brak systemu, który mówiłby, kiedy zacząć trenować, jak ma wyglądać praca z ośmiolatkami, dwunastolatkami, a jak z chłopcami starszymi. W tych krajach mają dopracowany każdy szczegół, przyjęli na przykład zasadę, że w rozgrywkach najmłodszych, aż do piętnastolatków nie publikują nazwisk strzelców goli. Nie rozumiem, dlaczego trenerzy młodzieży z najmniejszych klubów w Polsce nie mają udostępnionych na stronie PZPN-u plików z opisem nowoczesnych treningów, charakterystyki ćwiczeń. Kluby Ekstraklasy są bez winy? - Oczywiście, że też są winne. Kluby mogłyby nie oglądać się na federację i samemu szkolić według sprawdzonych wzorców. W związku z tym, że ze zmianami szkolenia nie możemy się jakoś doczekać na federację, sami zaczniemy je wprowadzać na naszym podwórku. Niebawem zaprezentuję fachowca, który będzie za to odpowiedzialny w Wiśle. A przyczyną tego, że jest w naszych klubach coraz więcej obcokrajowców jest zbyt mała podaż rodzimych piłkarzy, a zbyt wysoki popyt na nich powoduje sztuczny wzrost cen. Jako przykład mogę podać napastników Robaka (Konyaspor wyłożył za niego Widzewowi 800 tys. euro - przyp. red.) i Genkowa (Wisła kupiła go za mniej niż pół miliona euro z CSKA Moskwa - przyp. red.). Zobaczymy, co Genkow pokaże, ale za słabszego moim zdaniem Robaka Turcy zapłacili tak dużą kwotę, jakiej nie mógł wyłożyć żaden polski klub. Dlaczego Bogdan Basałaj zwolnił Oresta Lenczyka? Dlaczego podał się do dymisji po porażce z Dinamem Tbilisi?