By znaleźć dzieci i nastolatków sprawnych fizycznie, nie borykających się ze zbędnymi kilogramami, trzeba się udać do szkoły sportowej. Takiej, jak ta pod patronatem Marcina Gortata na krakowskim os. Kościuszkowskim. Gortat wręczał nagrody, przemawiał, udzielał wywiadów, rozdawał autografy, robił zdjęcia z młodymi amatorami basketu i - najważniejsze - wychowywał. Niby banałami (chodź na lekcję, odstaw komórki i tablety, poświęć się sportowi, nie próbuj używek i alkoholu), ale gdy takie rady daje ikona polskiego i światowego sportu, to nie jest to rzucanie grochem o ścianę, jak czasem bywa w wypadku nauczycielskich kazań. Wśród słuchaczy Marcina nie zabrakło ekipy Oknoplast Basket Kraków, która pod okiem trenerów Marcina Kękusia i Adama Popka szykuje się do podboju Euroligi. - Szkolę młodzież, mam do tego uprawnienia, ale trenerem zawodowym nie zostanę, gdyż jestem za bardzo wymagający. Sam w młodości dawałem z siebie wszystko i denerwuje mnie, gdy widzę, że czasem małego koszykarza bardziej interesuje zrobienie sobie fotki na zajęciach niż solidny trening. Po każdych zajęciach z koszulki powinniście wykręcać pot, tylko wtedy do czegoś dojdziecie - podkreślał. Sportowiec, który do lutego był polskim jedynakiem w NBA, opowiedział szczegółowo okoliczności, w jakich stracił miejsce w lidze, po tym jak Los Angeles Clippers wykupili jego kontrakt. - Po treningu w dniu meczu, w którym wszystkie elementy zostały zrealizowane bardzo szybko, dziwnie to wyglądało, poszliśmy do hotelu. Zamówiłem obiad i chciałem uciąć dwugodzinną drzemkę. Nie mogłem zasnąć, kręciłem się z boku na bok - wspomina. Na czacie drużyny dostał informację, że jeden z zawodników - Avery Bradley został wymieniony. - Co ty gadasz, przecież wczoraj mieliśmy spotkanie i trener zapewniał, że już nikt nie zostanie wymieniony. Wszedłem na klubowego Twittera i potwierdzono tam, że ten i ten zawodnik (Avery Bradley - przyp. red.) przechodzi do Memphis, a w jego miejsce wraca dwóch zawodników (Garrett Temple i JaMychal Green - przyp. red.), a w zespołach NBA może być tylko 15 zawodników - tłumaczył. Po tej wymianie stało się jasne, że ktoś w Clippersach straci miejsce w składzie. - Gdy uzmysłowiłem sobie, że kogoś klub będzie musiał zwolnić, przeszła mi po plecach ciepła fala, fajny prąd. Powiedziałem sobie: "Oooo, coś czuję, że to będę ja" - wspomina. Marcin zadzwonił do swego agenta, który uczulił go, że klub zechce wykupić jego kontrakt. Dwie minuty później zadzwonił trener. - W słuchawce słyszałem ciężkie wzdychanie. Powiedziałem: "Trenerze, śmiało. Mam 35 lat, jestem zabezpieczony, życie się nie kończy" - dodawał odwagi trenerowi Docowi Riversowi, który podziękował mu za grę, wsparcie Clippersów i rolę mentora, jaką pełnił w szatni. - Musieliśmy wykupić twój kontrakt, jesteś teraz wolny - podkreślił Rivers. - Co teraz zrobisz? Powinieneś zostać w NBA, masz bardzo dużą wiedzę i świetne kontakty w Europie - doradzał. Reakcja Polaka nie mogła być inna: - Trenerze, jeszcze minutę temu byłem zawodnikiem NBA, a teraz trener się mnie pyta o to, co będę robił w życiu? Nie mam pojęcia - odparł MG13. To była bardzo ciężka chwila dla naszego zawodnika. - Uwierzcie mi, że nie ma nic gorszego, niż obudzić się nad ranem, po 12 latach gry w NBA i nagle telefon przestaje dzwonić. Wcześniej codziennie dzwonił przez 16 lat, bo przecież była jeszcze liga niemiecka. Codziennie miałeś wypełniony grafik: trening, event, autobus, samolot na mecz. I nagle cisza, zastanawiasz się nad tym, co masz robić w wieku 35 lat. Na ogół ludzie przechodzą na emeryturę w wieku 60-65 lat, a nie 35 - opowiadał Marcin Gortat. Gdybyście posłuchali go, jak odpowiadał na pytania uczniów z Kościuszkowskiego, wiedzielibyście, że znalazł swe miejsce na Ziemi. Planuje założyć rodzinę ("Chcę mieć swoich maluchów, jak najwięcej, wydaje mi się, że znalazłem już swoją miłość. Chcę być szczęśliwy"), wreszcie skorzystać z uroków zimy, a najbliższe Święta Bożego Narodzenia wreszcie spędzić z mamą i rodziną, a nie - jak dotychczas - w podróży na mecz, bądź powrocie z meczu. - Przez ostatnie trzy lata Nowy Rok witaliśmy w samolocie. Ostatnio lecieliśmy z Toronto, akurat byliśmy w powietrzu, gdy pilot ogłosił: "Happy New Year!". Każdy z nas, wyczerpany po meczu, smacznie chrapał. Taka to była zabawa sylwestrowa - uśmiechał się Gortat. Szkoda, że w planach tych nie ma występu w reprezentacji Polski na MŚ w Chinach ('Nie gram w tym zespole od czterech lat, nie ja wywalczyłem ten awans, to już inne pokolenie. Mogę pomóc w innej roli niż grą"), ale i tak ma co robić. Jego Fundacja Marcin Gortat MG 13 prowadzi szkoły (Łódź, Kraków, Gdańsk, Poznań). Rumia (22 czerwca), Wilanów, Karpacz, w finale Łódź - to przystanki Campów Gortata. A już 13 lipca w Atlas Arenie zostanie rozegrany wielki mecz Team Gortata - Wojsko Polskie. W ekipie Gortat Team anonsowano już Szymona Majewskiego, Agnieszkę Włodarczyk i Macieja Musiała. Bilety możecie nabywać w serwisie kupbilet.pl.- W Stanach Zjednoczonych uzmysłowiłem sobie, jak poważnie tam się traktuje wysiłek i rolę wojska. Dlatego postanowiłem przenieść to do nas i gramy cyklicznie z Wojskiem Polskim. To świetny, rodzinny piknik - rekomenduje wyprawę do Łodzi i przyjście do Atlas Areny Gortat. Michał Białoński