Drużynę z Kalifornii do zwycięstwa poprowadził Stephen Curry. Najlepszy gracz sezonu zasadniczego zdobył 26 punktów, miał osiem zbiórek i sześć asyst, ale trafił tylko siedem z 21 rzutów z gry. Mocno wsparli go koledzy z zespołu - Harrison Barnes uzyskał 24 pkt, Klay Thompson - 20 (w tym 13 w drugiej kwarcie) oraz rezerwowy środkowy Nigeryjczyk Festus Ezeli - 12 i dziewięć zbiórek. W zespole pokonanych zawiódł natomiast jego gwiazdor James Harden, który w poprzednim, zwycięskim dla Houston spotkaniu zdobył aż 45 punktów. Tym razem uzyskał ich tylko 14 - najmniej w tej serii, trafiając tylko dwie z 11 prób z gry i miał aż 13 strat, ustanawiając niechlubny rekord play off NBA. - Próbowałem dziś za dużo ryzykownych zagrań, a te straty dały rywalom łatwe punkty z kontrataków. Nie tak wyobrażaliśmy sobie zakończenie sezonu. Swoje szanse straciliśmy tak naprawdę w trakcie dwóch pierwszych spotkań, minimalnie przegranych w sali rywali - powiedział brodaty lider Rockets. W ekipie gości wyróżnili się Dwight Howard - 18 i 16 zb., Jason Terry i Corey Brewer - po 16 oraz Trevor Ariza - 15. Mecz lepiej rozpoczęli goście, którzy wygrali pierwszą kwartę 22:17, a najwyżej prowadzili różnicą ośmiu punktów. Gospodarze zdobyli w niej najmniej punktów w sezonie. Drugą odsłonę, głównie za sprawą skuteczności Thompsona, wygrali już 35:24, odzyskali prowadzenie i do końca kontrolowali wynik. Jednak dopiero w czwartej kwarcie (w jej połowie, po dziewięciu kolejnych punktach Barnesa, prowadzili już 87:72) zapewnili sobie zwycięstwo. Obydwa zespoły grały bardzo nerwowo, popełniały mnóstwo strat (Golden State - 16, Houston - 20), nawet najlepszym strzelcom zdarzały się niecelne rzuty, które nie dotykały nawet obręczy. Gospodarze wyraźnie zdominowali walkę o zbiórki (59-39). Australijczyk Andrew Bogut i Draymond Green mieli ich odpowiednio 14 i 13. - Ekipa Houston była dla nas bardzo wymagającym rywalem. Każde zwycięstwo kosztowało nas wiele energii i zaangażowania - powiedział trener zwycięzców Steve Kerr, który jako zawodnik pięciokrotnie zdobywał mistrzostwo w barwach Chicago Bulls i San Antonio Spurs. Teraz ma szanse powtórzyć sukces w roli coacha. - Awans do finału pierwszy raz po 40 latach to wielkie przeżycie dla kibiców i wszystkich związanych z klubem. Dla mnie osobiście to coś jeszcze bardziej cennego niż moje tytuły jako zawodnika - dodał. W sezonie 1974/75 Golden State Warriors dotarli do wielkiego finału, w którym pokonali Washington Bullets 4-0. W tegorocznym finale zmierzą się z Cleveland Cavaliers, którzy grali w finale osiem lat temu, ale przegrali 0-4 z San Antonio. Trenerami obydwu pretendentów do tytułu są debiutujący w rolach pierwszych szkoleniowców w NBA - Kerr i David Blatt (Cavaliers). Tego jeszcze nie było w historii ligi. Pierwsze dwa spotkania "Wojownicy" rozegrają na własnym parkiecie w Oakland 4 i 7 czerwca. Finał Konferencji Zachodniej NBA: Golden State Warriors - Houston Rockets 104:90 Stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw - 4-1 dla Warriors. W finale ligi spotkają się Golden State z Cleveland Cavaliers.