Vlasic w tym roku przegrała tylko dwa razy, ale za to na najważniejszych imprezach. W igrzyskach w Pekinie musiała uznać wyższość Belgijki Tii Hellebaut, a w ostatnim mityngu Złotej Ligi w Brukseli Niemki Ariany Friedrich. "Problem polega na jej zbytniej pewności siebie. Gdy obserwowałam ją w Pekinie wydawało mi się, że widzę siebie sprzed paru lat. W 2003 roku przyjechałam na mistrzostwa świata w Paryżu i wydawało mi się, że nikt nie jest w stanie mnie pokonać. Stało się jednak inaczej" - wspominała rekordzistka świata w skoku (5,05). Przed pięcioma laty Isinbajewa przyjechała do stolicy Francji jako faworytka konkursu tyczkarskiego. Miesiąc przed mistrzostwami świata, na mityngu w Gateshead, po raz pierwszy poprawiła rekord świata - 4,82. W Paryżu zajęła jednak trzecie miejsce - lepsze od niej były jej rodaczka Swietłana Fieofanowa i Niemka Annika Becker. "Byłam pewna, że nikt nie jest w stanie mi zagrozić. Na wszystkie rywalki patrzyłam z góry i prawie się śmiałam z ich wyników. Podobnie zachowywała się Vlasic w Pekinie. Ta zbytnia pewność siebie ją zgubiła" - powiedziała dwukrotna złota medalistka olimpijska w skoku o tyczce. Isinbajewa jest jednak pewna, że Chorwatka jeszcze pokaże na co ją stać, a taka nauka ze stolicy Chin na pewno dobrze na nią wpłynie. "Życzę jej jak najlepiej i wiem jak wielka presja na niej ciąży. Każdy oczekuje od niej, by w końcu pobiła rekord świata w skoku wzwyż i jestem przekonana o tym, że to tylko kwestia czasu, a gdy nauczy się pokory, to przez kolejne lata może być niepokonana" - przewiduje Rosjanka.