Będzie to trzeci z rzędu finał play off z udziałem Turowa i Stelmetu. Dwa lata temu lepszy był zespół z Zielonej Góry, ale rok temu triumfował drużyna ze Zgorzelca. W tych rozgrywkach po sezonie zasadniczym również jest remis, bo oba zespoły wygrały z sobą po razie, a o lepszym miejscu w tabeli Turowa zadecydowało zwycięstwo większą liczbą punktów. Jak powiedział Dylewicz, wcześniejsze mecze nie mają teraz wielkiego znaczenia, ale pokazują, że oba zespoły prezentują bardzo podobny poziom. - Ani u nas ani u nich nie brakuje świetnych zawodników, a trenerzy są z najwyższej półki. Nasza kadra jest jednak szersza, co może być naszym dużym atutem. Zwłaszcza, że w finale gra się co kilka dni i rozłożenie trudów meczu na większa liczbę zawodników nie będzie bez znaczenia - dodał. W podobnym tonie wypowiadał się również Jakub Karolak, który z powodu kontuzji finały będzie zmuszony oglądać z trybun. - Mamy 10 czy nawet 11 zawodników, z których każdy może wejść na boisko i nie będzie to oznaczało obniżenia poziomu naszej gry. Przy tak szerokiej kadrze, nawet jeżeli jest ktoś w dołku, to ma go kto zastąpić. To może być kluczowe w tych finałach. Poza tym dwa pierwsze mecze gramy u siebie i jak je wygramy, będziemy w świetnej sytuacji - wyjaśnił Karolak. Ponieważ po sezonie zasadniczym to aktualny mistrz Polski był wyżej w tabeli, ma za sobą atut własnego boiska. Gra się będzie toczyła do czterech wygranych i jeżeli dojdzie do siódmego meczu, zostanie on rozegrany w hali w Zgorzelcu. Prezes klubu z Dolnego Śląska Waldemar Łuczak powiedział PAP, że własna hala nie będzie aż tak wielkim atutem, jak się to może wydawać. - Pokazały to już nasze mecze z Czarnymi Słupsk. Najpierw przegraliśmy u siebie, ale później dwa razy wygraliśmy na wyjeździe. Największym atutem będzie wysoka forma. W pewnym momencie sezonu zasadniczego mieliśmy dołek, ale na play off trafiliśmy z formą idealnie i jestem dobrej myśli przed finałami - zauważył Łuczak. Według Karolaka, kluczem do wygrania finału play off może być też powstrzymanie lidera Stelmetu Łukasza Koszarka. - Praktycznie każda ich akcja jest rozgrywana przez Koszarka i jeżeli uda nam się go wyłączyć z gry, na pewno będzie im trudniej. To mózg drużyny - dodał. Dylewicz także zwrócił uwagę na Koszarka i powiedział, że to jeden z najlepszych, a może nawet najlepszy rozgrywający w polskiej lidze. - Łatwo jest powiedzieć, że trzeba zatrzymać Łukasza, ale to nie takie łatwe do wykonania. Nawet jednak jeżeli nam się to uda, nie możemy zapominać, że jest tam jeszcze Quinton Hosley, Jure Lalic czy Przemek Zamojski. Tam ma kto grać i zdobywać punkty. Samo zatrzymanie Łukasza może nie wystarczyć - przestrzegł skrzydłowy Turowa. Finały będą okazją powrotu do Zgorzelca trenera Saso Filipovskiego, który aktualnie prowadzi Stelmet, a w latach 2006-09 był szkoleniowcem Turowa. Słoweniec dwa razy z zespołem z Dolnego Śląska grał w finale, ale dwa razy musiał uznać wyższość Prokomu Trefl Sopot. Temperaturę na pewno podniosą też wspomnienia ostatniego finału, kiedy ekipa Stelmetu miała dużo pretensji do arbitrów prowadzących spotkania w Zgorzelcu. Dylewicz zauważył jeszcze, że kibice obu ekip też nie darzą się zbytnią sympatią. - To będą na pewno bardzo gorące finały. Oni chcą odzyskać mistrzostwo, a my obronić. Nikt się nie zadowoli drugim miejscem. Nieważne, czy po czterech, czy po siedmiu meczach, ważne, abyśmy to my na koniec byli górą - dodał. Prezes Łuczak podsumowując zauważył: "Zdobyć mistrzostwo jest trudno, ale obronić koronę jest jeszcze trudniej. Nie myślę jednak o tym, co będzie, jeżeli nie zdobędziemy złota, bo wszyscy wierzymy, że mistrz zostanie u nas". Pierwsze dwa spotkania finałowe zostaną rozegrane w Zgorzelcu. W czwartek mecz się rozpocznie o godz. 17.45, a w sobotę o godz. 20. Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw.