Ten mecz nie mógł ułożyć się lepiej dla Legii. Już w 4. minucie czerwoną kartkę za faul na Andre Martinsie, zobaczył Tomas Holesz. Reprezentant Czech na Euro 2020 brutalnie wszedł w nogi Portugalczyka i sędzia Artur Dias z tego samego kraju, co Martins, nie wahał się nawet przez chwilę i wyrzucił Holesza z boiska. Wydawało się, że Liga Europy jest dla Legii o krok. Trybuny szalały. "Żyleta" przeniesiona na z północnej części stadionu na południową zdzierała gardła. Milkła tylko raz na kilkanaście minut, żeby dać przez 30 sekund pokrzyczeć kibicom Slavii. Miało ich nie być w Warszawie. Jednak dzięki układom z poprzedniego meczu, kiedy wbrew zakazom UEFA legioniści weszli na stadion Slavii, teraz przyszedł czas na rewanż. Legia zaczęła atakować. Na bramkę Slavii sunął atak za atakiem, ale sytuacji podbramkowych nie było zbyt wiele. W 14. minucie blisko był Luquinhas, ale jego strzał przeszedł obok bramki Onderja Kolara. Chwilę później Artur Boruc po raz pierwszy, niestety nie ostatni tego wieczora, pokazał wielką klasę, broniąc strzał Stanislava Tecla w sytuacji sam na sam. Niestety już w 25. minucie boisko musiał opuścić Andre Martins. Trener Czesław Michniewicz nie miał wyjścia i za defensywnego pomocnika musiał wpuścić ofensywnego - Rafaela Lopesa. Dla Michniewicza była to kolejna okazja, żeby pokazać swój kunszt trenerski. Odkąd jest w Legii nie ukrywał, że jego celem jest "taktyczna żonglerka", polegająca na zmianach ustawienia w czasie meczu. Od pierwszych minut Legia zaskakiwała ustawieniem, bo niespodziewanie na prawym "wahadle" po raz pierwszy za czasów Michniewicza wyszedł Artur Jędrzejczyk. Studio Ekstraklasa na żywo w każdy poniedziałek o 20:00 - Sprawdź! Zamiana taktyki, do której doszło w 25. minucie nie była, jak się później okazało ostatnią. Zanim jednak doszło do kolejnych szachów. Legia próbowała "nadgryźć" defensywnie ustawioną Slavię. Nie bardzo jej się to udawało. Wszystkie próby strzałów gospodarzy były blokowane. Większego zagrożenia pod bramką Kolara praktycznie nie było. Za to Slavia ochłonęła po czerwonej kartce i zaczęła coraz śmielej atakować bramkę Boruca. W 40. minucie na bramkę Legii uderzał Stanislav Tecl, a bramkarz Legii niemal cudem przeniósł piłkę nad poprzeczką. Legia nadal bezskutecznie atakowała, ale za chwilę miała zostać srodze ukarana za swoją nieskuteczność. W 46. minucie Czesi wykonywali rzut rożny. Piłka została wybita przed pole karne, gdzie niepilnowany stał Ubong Ekpai. Nigeryjczyk huknął potężnie z woleja i piłka wylądowała w prawym okienku bramki Boruca. Do przerwy 0:1. Nie był to sprawiedliwy wynik, ale odzwierciedlał klasę piłkarzy Slavii. Każdy z graczy praskiego zespołu wydawał się lepiej wyszkolonym graczem od swojego odpowiednika w Legii. Piłkarska klasa i wyższe umiejętności nie są jednak gwarantem sukcesu w piłce nożnej. Co Legia udowodniła w drugiej części spotkania. Zaczęła się ona jednak mało obiecująco dla mistrzów Polski. W 54. minucie Tecl znalazł się w sytuacji sam na sam z Borucem. Strzelił jego lewy róg bramki, ale 41-latek nogami obronił ten strzał. To był przełomowy moment spotkania. Od tej pory Legia zaczęła grać uważniej w obronie, mimo tego, że boisko w 56. minucie opuścił jeden z defensorów Mateusz Hołownia. Na plac gry wszedł za niego Tomas Pekhart i w tym momencie Michniewicz znowu błysnął trenerskim instynktem. Z systemu 3-4-2-1 Legia przeszła na klasyczne 4-4-2. Legia Warszawa. Mahir Emreli z kolejnymi trafieniami! Już w 59. minucie dało to wyrównanie. Gola strzelił Mahir Emreli, a podającym był Rafael Lopes. Legia dalej atakowała i w 70. minucie kolejna wrzutka do Emrelego przyniosła drugiego gola. Tym razem podającym był Mladenović. Trybuny niosły legionistów do kolejnych ataków. Kibice Slavii nie mieli już szansy na dopingowanie swoich graczy, bo przeniesiona na Trybunę Południową "Żyleta" już nie milkła nawet na chwilę. Końcówka meczu to już głownie obrona wyniku przez Legię i rozpaczliwe ataki gości. Dużo zamieszania wnieśli wprowadzeni w 81. minucie Michael Krmencik i Peter Olayinka. Dwóch mocnych ofensywnych graczy, dysponujących pełnią sił, sprawiło, że obrona Legii miała mnóstwo problemów. Legia cofnęła się i czyhała tylko na kontry. Sędzia Dias doliczył aż pięć minut do regulaminowego czasu gry. Piłkę meczową na nodze miał Olayinka, ale jego strzał z pięciu metrów pofrunął wysoko nad poprzeczką. Kiedy sędzia gwizdnął po raz ostatni, stadion eksplodował. Wszyscy śpiewali, nikt nie wychodził. Legia wróciła na należne jej miejsce i zagra w fazie grupowej elitarnych rozgrywek! Artur Szczepanik Zobacz również: Taniec z gwiazdami: Iza Małysz komentuje ślub swojej córki Karoliny Małysz: Zyskuję syna - pomponik.pl