Wywiad z Polką nagle przerwany. Łamiące serca sceny w strefie dla mediów
- Może Pan Bóg da mi jeszcze siłę, żeby spotkać się z wami za cztery... - i koniec. Więcej Katarzyna Wasick nie była w stanie z siebie wydusić. W tym momencie przemawiał przez nią już tylko wybuch emocji, które wywołały łzy i niemożność dalszej rozmowy. Szybkim krokiem, przybita, odeszła pięciokrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich. W finale na 50 m stylem dowolnym z czasem 24,33 s zajęła w Paryżu piąte miejsce.

To są najgorsze chwile dla sportowca, gdy jeszcze nie jest w stanie włączyć trybu racjonalności, bo wszystko jest zbyt świeże. Gdyby bowiem 32-letnia Katarzyna Wasick miała przestrzeń do tego, by spokojnie zastanowić się nad tym, co kilka, maksymalnie kilkanaście minut wcześniej wydarzyło się na olimpijskiej pływalni, być może byłaby dla siebie mniej surowa.
Katarzyna Wasick: Nie sądziłam, że po Tokio mogę kontynuować przez trzy lata
W końcu na pewno nie można powiedzieć, że w finale "zawaliła", że w najważniejszym momencie zaliczyła swój najsłabszy start w Paryżu. Polka popłynęła zaledwie o 0,1 s wolniej niż w sobotnim półfinale. A gdyby nawet powtórzyła rezultat z poprzedniego dnia, także nie miałaby powodu do radości, która napędzała ją do tych igrzysk. Nawet z takim czasem nie zmieściłaby się bowiem na "pudle" w stolicy Francji.
- Myślę, że wszyscy jesteśmy zawiedzeni - od tego jednego zdania rozpoczęła rozmowę z nami nasza utytułowana pływaczka, dwukrotna wicemistrzyni świata i dwukrotna wicemistrzyni Europy. I było w tym pozornie błahym zdaniu mnóstwo treści, a gdy doszła do tego mowa ciała, tak naprawdę mieliśmy potok słów.
To tylko kwestia otwarcia, twojej reakcji na początku? - padło pytanie.
- Nie wiem, szczerze mówiąc, nawet nie pamiętam tego wyścigu. To są ułamki setnych sekundy i ciężko tutaj coś powiedzieć. Tak się stało. Dzisiaj widocznie ktoś miał lepszy dzień. To nie był mój dzień. Taki jest sport, taka jest "50" kraulem. Trzeba być tego świadomym, że tutaj wszystko się może zdarzyć. To są naprawdę ułamki setne sekundy - zaczęła Wasick, a następnie sama z siebie kontynuowała.
- Dzisiaj nie był mój dzień. Chciałabym, żeby był, ale tak się stało, że jest piąte miejsce. Piąte miejsce w finale, z tego też trzeba się cieszyć. Nie sądziłam, że po Tokio mogę kontynuować przez trzy lata. Znowu jestem na piątym miejscu - jeszcze do tego zdania wydawało się, że rozmowa chwilę potrwa, a każdy z nas będzie miał okazję, by zadać reprezentantce Polski pytanie.
Wszystko jednak zmieniło się w mgnieniu oka, gdy odwołała się do kwestii wiary.
- Może pan Bóg da mi jeszcze siłę, żeby spotkać się z wami za cztery... - z trudem kontynuowała i nie dokończyła tego zdania. W takim razie my pozwolimy sobie dokończyć: pani Kasiu, wytrwałości, by w 2028 roku w Los Angeles mogła pani spełnić swoje największe, sportowe pragnienie.
Artur Gac, Paryż
Zobacz również:















