Niestety, jak wiadomo kolor nie jedzie. Nie pomógł Scuderii na torze, chociaż sesja kwalifikacyjna była stosunkowo niezła, przynajmniej dla Leclerca, który był piąty. W niedzielę Ferrari uczciło jubileusz pięcioma punktami, trzeba dodać - w stawce zaledwie 12 kierowców na mecie. To i tak znacznie lepszy wynik dla zespołu, niż choćby tydzień temu. Co za czasów doczekaliśmy... Podczas wyścigu temat czerwieni powrócił za sprawą dwóch czerwonych flag. W rezultacie mieliśmy jeden z najdłuższych wyścigów w ostatnich latach, który trwał ponad 2 godziny i 20 minut, a na torze działy się rzeczy, o których się filozofom nie śniło. I kto mówi, że Formuła 1 jest nudna? Gdy po restarcie po dziewięciu okrążeniach Hamilton wyprzedził Bottasa, a obydwa Mercedesy błyskawicznie uciekły rywalom, widać było wprost szokującą różnicę tempa i przewagę czarnych strzał nad resztą stawki. Leclerc jechał przez dłuższą chwilę na trzecim miejscu, ale szybko zaczął tracić kolejne pozycje, a w dalszej fazie wyścigu nie był w stanie walczyć o czołowe pozycje. Max Verstappen zaliczył kolejny pechowy występ bez punktów, zresztą nie ze swojej winy, ale i po raz kolejny, tym razem ze swojej winy, pokazał się jako kierowca, który nie potrafi panować nad emocjami, gdy sytuacja wymyka mu się spod kontroli. Rzucanie kierownicą i niecenzuralnymi słowami nie przystoi przyszłemu mistrzowi świata, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Holender kiedyś nim zostanie. Z niewielką tylko przesadą mówiąc, gdy mamy na ekranie telewizora "Team Radio", a zamiast konwersacji słychać charakterystyczne "pikanie", to musi być Verstappen. Jeżeli dodamy do tego próby wymierzenia sprawiedliwości przy pomocy pięści (casus Ocon po Grand Prix Brazylii w 2018), czy też wielokrotne nazywanie rywali idiotami, albo i gorzej, widać, że przydałby się Maksowi jakiś szybki kurs dobrych manier, a może i parę sesji z psychoterapeutą. Sportowiec, to nie tylko umiejętności, to także charakter i zdolność radzenia sobie w trudniejszych sytuacjach, a przede wszystkim umiejętność przegrywania. Strata 80 punktów do Hamiltona po dziewięciu wyścigach oznacza, że Verstappen, który zdominował statystyki Formuły 1 w kategorii "najmłodszy", praktycznie nie ma już szans, aby zostać najmłodszym w historii mistrzem świata. Jest najmłodszym uczestnikiem wyścigu, zdobywcą punktów i miejsca na podium, zwycięzcą i liderem wyścigu, a także autorem najszybszego okrążenia. Brakuje mu najcenniejszego osiągnięcia - miana najmłodszego mistrza świata. Palma pierwszeństwa w tej kategorii należy do Sebastiana Vettela, który miał 23 lata i 134 dni, gdy zdobył swój pierwszy tytuł w 2010 roku. 30 września Verstappen skończy 23 lata, a to oznacza, że ma teraz ostatnią szansę. Jeżeli nie zdobędzie tytułu w tym roku, nie zostanie już najmłodszym mistrzem świata. Tymczasem w niedzielę po raz trzeci w dziewięciu wyścigach w tym sezonie nie ukończył wyścigu. Oczywiście na początku pasma wydarzeń, które doprowadziły do nieszczęścia Verstappena był defekt, który spowolnił go po znakomitym starcie i awansie na drugie miejsce. Zaraz potem Holender wypadł z toru po niezawinionej przez siebie kolizji. Po odpadnięciu Holendra z bardzo dobrej strony pokazał się drugi kierowca Red Bulla, Alex Albon, który przeżył ostatnio sporo trudnych chwil i średnio udanych występów. Skuteczna, dojrzała jazda przyniosła najniższy stopień podium po raz pierwszy w karierze dla kierowcy z Tajlandii. Tor Mugello, lubiany przez wielu kierowców po raz pierwszy gościł wyścig Formuły 1. Tor nieco "oldskulowy", dość wąski, o nierównej nawierzchni, ze żwirowymi pułapkami na poboczach. Czyżby takie obiekty dawały większe szanse na dobre ściganie niż współczesne "tilkedromy"? Grzegorz Gac