Ostatecznie deszcz się nie pojawił (chociaż w pewnym momencie spadło parę kropel), ale wywarł spory wpływ na strategie zespołów i przebieg wyścigu. Max Verstappen zaliczył kuriozalny incydent w drodze na pola startowe. Wypadł z toru i uderzył w barierę, na szczęście miękką i na szczęście z niewielką już prędkością. Takie rzeczy zdarzają się, ale być może nie jest przypadkiem, że przytrafiło się to właśnie Holendrowi, który wciąż zdradza niekiedy objawy młodzieńczej "gorącej głowy". Potem jednak Verstappen zaimponował dojrzałością. Incydent nie wywarł na nim wrażenia. Po starcie Holender wystrzelił z siódmego pola i ostatecznie osiągnął metę na drugiej pozycji. Valtteri Bottas zepsuł start z drugiego pola i spadł na szóste miejsce, by przyjechać na metę na trzeciej pozycji, po nieudanym pościgu w końcówce za Verstappenem. Fin nie ukrywał rozczarowania tym wynikiem, podobnie jak szef zespołu Toto Wolff, który liczył na podwójne zwycięstwo. Na pocieszenie dla Wolffa, jest parę zespołów, które chciałyby mieć podobne problemy... Z początku wydawało się, że to może być niezły dzień dla Ferrari. W każdym razie lepszy, niż można było oczekiwać po dwóch wyścigach w Austrii. Po pierwszym okrążeniu Vettel był czwarty, a Leclerc zaraz za nim. Potem jednak było coraz gorzej. Szóste miejsce Vettela (ze stratą okrążenia!) i jedenaste (poza punktami) Leclerca mówią wiele o tym, gdzie znajduje się teraz dumna Scuderia Ferrari, piąta w punktacji zespołowej po trzech wyścigach. Jak powiedział Vettel, zespołu nie stać obecnie na więcej. Już przed wyścigiem zakładali, że zostaną zdublowani przez czołówkę.