Alonso to jeden z największych kierowców Formuły 1. Dwukrotny mistrz świata, często ironiczny i prześmiewczy, zamknięty w sobie, wyjątkowo trudny charakter. Kiedy ścigał się dla Renault, a jego szefem był charyzmatyczny i kontrowersyjny Flavio Briatore, Alonso miał sielskie życie i mógł robić niemal wszystko, na co miał ochotę. Już wtedy bywał kapryśny i nie zawsze lubiany. Poważne zgrzyty zaczęły pojawiać się po przejściu do McLarena. Kibice pamiętają Grand Prix Węgier 2007. Młody Hamilton sprzeciwił się decyzji zespołu i nie przepuścił starszego kolegi z zespołu podczas trzeciego segmentu kwalifikacji. Wściekły Alonso nie pozostał dłużny i podczas zmiany opon, specjalnie opóźnił swój wyjazd, a stojący za nim Hamilton nie był wstanie rozpocząć kolejnego, mierzonego okrążenia. Hiszpana pozbawiono pierwszego pola startowego, a niesmak pozostał. Alonso wielokrotnie przedtem i potem pokazywał swój bezkompromisowy i kontrowersyjny charakter. Po spaleniu kilku mostów przeszedł do Ferrari, gdzie rozpoczął na nowo swoje popisy. Jego partner w zespole Felipe Massa nigdy nie powiedział publicznie, co działo się w Maranello, a nam pozostają domysły. Więcej odwagi i szczerości miał Stoffel Vandoorne, który wprost powiedział, że po tym jak Alonso wrócił do McLarena, wszystko było znów pod jego dyktando i zawsze dostawał to, co chciał. Pomimo wielu rys na swoim bogatym życiorysie, "Nando" jest uwielbiany przez kibiców na całym świecie. Jego pierwszy występ w wyścigu Indianapolis 500 oglądały miliony. Hiszpańska telewizja kupiła prawa do transmisji. Alonso przez długi czas prowadził i miał szansę na wygraną. Niestety, silnik wyzionął ducha na kilkadziesiąt okrążeń przed końcem. Kolejne podejście nie było już tak udane. W wyniku chaosu w zespole McLarena Alonso nie zakwalifikował się do wyścigu. Na pocieszenie może pochwalić się tytułem mistrzowskim w WEC (Długodystansowe Mistrzostwa Świata) i dwoma zwycięstwami w 24h Le Mans, a także triumfem w 24h Daytona. Plotkowano o jego możliwych startach w NASCAR, a w tym roku zaliczył start w Dakarze. Prawdę mówiąc jego poczynania w ostatnich latach sprawiają wrażenie chaotycznych i nie widać w nich jakiejś myśli przewodniej. Po znakomitej chwilami jeździe w Dakarze, Alonso rzucił w tłum bombę pod tytułem "latem podejmę decyzję, co chcę dalej robić". Uruchomiło to falę spekulacji na temat powrotu do Formuły 1. Pod koniec 2019 roku Martin Brundle zasugerował, że Alonso powróci do Renault, z którym zdobył swoje dwa tytuły mistrzowskie w latach 2005 i 2006, gdzie zastąpi Daniela Ricciardo. Tę samą informację podał ostatnio hiszpański AS. Trzeba przyznać, że taki scenariusz ma sens i wydaje się logiczny. Kto najbardziej by na nim skorzystał? Na pewno Liberty Media, które bardzo chce powrotu Hiszpana na pola startowe Formuły 1. Także tor Circuit de Catalunya koło Barcelony, nad którym wisi wykreślenie z kalendarza Formuły 1. Hiszpańska telewizja, która po odejściu Alonso z roku na rok traci widzów i nie pomagają coraz lepsze wyniki Carlosa Sainza Jr. I wreszcie kibice na całym świecie. Czy taki come back może być udany? Powroty bywają trudne, szczególnie na tym poziomie. Wystarczy przypomnieć przypadek Michaela Schumachera. Alonso, ze względu na swój talent i umiejętności zasługuje na więcej tytułów mistrza świata, niż tylko dwa, ale w sporcie motorowym konieczne są często także inne, "miękkie" umiejętności, a także pewnego rodzaju intuicja, która podpowie w którą stronę iść. 38-letni dziś kierowca z Asturii podjął w przeszłości sporo złych decyzji i dlatego obecnie jest tu, gdzie jest. Trudny charakter nie pomógł mu w wyborze optymalnej ścieżki kariery. A czas płynie nieubłaganie. Jeżeli Hiszpan marzy o kolejnym tytule mistrzowskim w Formule 1, to jest to ostatni dzwonek na powrót. Ostatnio Alonso zaczął pokazywać nieco inne oblicze. Podczas swoich występów w Indianapolis pokazał klasę wobec fanów, rozdając autografy chwilę po odpadnięciu z rywalizacji. W Daytonie dał się też poznać jako znakomity gracz zespołowy. Tę nieoczekiwaną wcześniej u niego cechę zademonstrował także w WEC, gdzie nadspodziewanie łatwo zintegrował się z załogą Toyoty i w znaczący sposób przyczynił się do jej sukcesów, spełniając swoje marzenie o ponownym zdobyciu tytułu mistrza świata. Czyżby niesforny "bicampeon" wreszcie dojrzał i zrozumiał pewne niuanse? Pozostaje nam zatem czekać. Do lata. "Nando", trzymamy za słowo! Grzegorz Gac