- Mówiłem o pewnych rzeczach już na dwa lata przed pierwszą walką z Ruizem (w czerwcu zeszłego roku AJ stracił w tej konfrontacji pasy, odzyskał je w grudniowym rewanżu - przyp.red.), a porażka pokazała, że miałem rację. Była szczęściem w nieszczęściu, choć wielu ludzi mówiło nawet, że ją ukartowaliśmy. Prawda natomiast jest taka, że moje zmartwienia sprzed walki okazały się uzasadnione. Po porażce stało się jasne, że zmiany, których chciałem, są niezbędne i że trzeba mnie posłuchać. Zmieniłem więc wszystko, ale nie było łatwo. Obóz treningowy przed rewanżem był piekielnie trudny. Miałem w teamie nowych ludzi i musiałem pokonać kontuzje. Udało się jednak zwyciężyć dzięki sile woli, determinacji i inteligencji - powiedział Joshua, który 12 grudnia ma zmierzyć się w Londynie z obowiązkowym pretendentem IBF, Kubratem Pulewem (28-1, 14 KO). Jeżeli AJ wygra, będzie czekał na wynik planowanej na 19 grudnia walki Tyson Fury - Deontay Wilder III. Zwycięstwo Fury'ego powinno otworzyć drogę do przyszłorocznego starcia Brytyjczyków o wszystkie pasy. - Kiedy jesteś mistrzem świata wagi ciężkiej, wydaje ci cię, że jesteś nie do pokonania, jednak w rzeczywistości mój rozwój jako boksera był przyśpieszony. Pracowałem w gigantycznym tempie, teoretycznie nie powinienem zajmować tej pozycji, którą zajmuję w erze Tysona Fury'ego. Kiedy Fury przechodził na zawodowstwo, ja zakładałem rękawice po raz pierwszy w życiu - dodał jeden z najlepszych brytyjskich pięściarzy XXI wieku.