- Przeciwnik nie musiał się nawet napocić, żeby strzelić jednego gola, a my musieliśmy się nabiegać i naharować, żeby wyrównać. Udało się to zrobić po ładnej akcji - dodał Peszko. Prawoskrzydłowy "Kolejorza" nie narzekał na grę obronną swego zespołu. - To nie tak, że popełnialiśmy masę błędów w tym meczów. Naprawdę, nie było ich dużo w starciu z Deportivo. Sęk w tym, że mieliśmy niefart - przespaliśmy pierwszą, drugą minutę i obudziliśmy się przy stanie 0:1 - opowiadał Peszko. - To prawda, że wygrana dwubramkowa z Feyenoordem daje nam szanse na awans? To wspaniale! Jedziemy do Rotterdamu po 2:0 - ucieszył się Sławek, gdy dziennikarze przedstawili mu sytuację w grupie. - Myśleliśmy, że będzie trochę więcej miejsca na boisku, niż w meczu z CSKA. Futbol hiszpański jest przecież inny, niż rosyjski. Wydawało nam się, że będzie miejsce, żeby się rozpędzić. Nie było jednak tak lekko. Cieszę się, że mimo wszystko stworzyliśmy sytuacje w starciu z takim zespołem. Wypada tylko jeszcze raz żałować, że nie padały bramki. Nieskuteczność to był nasz główny mankament w tym meczu - powtarzał z uporem Sławomir Peszko. Michał Białoński, Poznań