Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1-2
Wielkie emocje i kontrowersje w meczu Śląska Wrocław z Lechem Poznań (1-2). Zwycięski gol dla mistrza Polski padł ze spalonego, a wcześniej Śląsk wyrównał z rzutu karnego, który nie powinien zostać podyktowany.

Śląsk jest dla Lecha wymarzonym przeciwnikiem - od powrotu wrocławian do ekstraklasy było to piąte starcie tych drużyn i aż cztery z nich wygrał "Kolejorz". Tylko jesienią 2008 roku był remis. Dziś wrocławianie też mieli szansę na jakąkolwiek zdobycz punktową, ale gospodarzom zabrakło skuteczności.
Antybohaterem tego spotkania był sędzia Adam Lyczmański z Bydgoszczy. Popełnił całą masę błędów - do frustracji doprowadzał zwłaszcza graczy i trenera Lecha, choć ci nie zawsze mieli rację. Pierwszy błąd popełnił w 8. minucie - Waldemar Sobota lekko zahaczył nogę Luisa Henriqueza, a panamski obrońca upadł. To spowodowało, że skrzydłowy gospodarzy znalazł się oko w oko z Krzysztofem Kotorowskim - fatalnie jednak przestrzelił. Lepszej okazji do objęcia prowadzenia Śląsk nie mógł mieć.
Śląsk się jednak pozbierał, ale pomysłu na sforsowanie obrony Lecha nie miał. Wrocławianie głównie uderzali na siłę zza pola karnego - te strzały nie robiły jednak poznaniakom większej krzywdy. Mecz zrobił się nerwowy - zwłaszcza po kartkach pokazanych Mili i Kotorowskiemu. W sukurs Śląskowi przyszedł arbiter - w 43. minucie podyktował rzut karny za zagranie piłki ręką przez Luisa Henriqueza. Panamczyk stał jednak tuż za graczem Śląska, który odbił piłkę prosto w rękę rywala. W takich sytuacjach, idąc z duchem gry, jedenastek się nie dyktuje. Lyczmański zadecydował inaczej, a Cristian Omar Diaz nie dał szansy Kotorowskiemu. Poznaniaków to tak rozzłościło, że w doliczonej minucie stworzyli sobie dwie znakomite sytuacje - najpierw po kapitalnej wrzutce Grzegorza Wojtkowiaka Semir Stilić uderzył z woleja z 17 metrów, a piłka ocierając się o słupek opuściła boisko. Po chwili Kelemen obronił strzał mało widocznego przed przerwą Artjomsa Rudnevsa, ale skapitulował przy dobitce Stilicia. Bośniak był jednak na pozycji spalonej i sędzia słusznie bramki nie uznał. Gracze Lecha protestowali jednak zawzięcie, a trener Jacek Zieliński został w przerwie odesłany na trybuny.
Te wszystkie zdarzenia zapowiadały emocje także po przerwie. I tak było! Już w pierwszej akcji Piotr Ćwielong powinien pokonać Kotorowskiego - bramkarz Lecha był jednak górą. W odpowiedzi Marcin Kikut zagrał piłkę w pole karne, a Rudnevs z bliska strzelił do siatki. Sęk w tym, że Łotysz był na spalonym! Lyczmański popełnił więc kolejny wielki błąd.
Śląsk za wszelką cenę dążył do wyrównania. W 55. minucie bliski szczęścia był Krzysztof Wołczek, ale trafił w Kotorowskiego. Wrocławianie posyłali piłkę w największy gąszcz w polu karnym - tam zawsze wybijali ją lechici. Ryszard Tarasiewicz wymienił w Śląsku obu skrzydłowych, ale i to nie pomogło. Choć mogło, bo w 91. minucie Łukasz Madej powinien znaleźć się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Lecha. Dostał świetne podanie od Sebastiana Mili i... zgubił piłkę. Jeszcze w piątej minucie doliczonego czasu sam na sam z Kelemenem był Stilić, ale jego lob nie trafił w bramkę. Lech wygrał, ale formą nie zachwycił. W czwartek poprzeczka powędruje wyżej - Juventus Turyn to bowiem rywale nieco innej klasy od Śląska.
Po meczu powiedzieli:
Jacek Zieliński (trener Lecha): - To zwycięstwo było nam bardzo potrzebne i myślę, że wprowadziło pozytywny nastrój przed wyjazdem do Turynu. To był ciężki mecz, ale sami go sobie takim zafundowaliśmy. W pierwszej połowie graliśmy zbyt nerwowo i za statycznie, a dodatkowo dostaliśmy bramkę do szatni. Duże uznania dla chłopaków, bo w drugiej części gry przytrzymaliśmy piłkę, zdobyliśmy bramkę i dociągnęliśmy zwycięstwo do końca.
Ryszard Tarasiewicz (trener Śląska): - Chciałem podziękować zawodnikom za realizowanie założeń taktycznych. Staraliśmy się dyktować warunki, mimo klasy przeciwnika, a obie bramki straciliśmy w momencie, gdy to my prowadziliśmy ofensywną grę. Później musieliśmy gonić wynik i niestety się nie udało, co jest o tyle paradoksalne, że w tym sezonie nie graliśmy jeszcze tak efektownie. Nie jesteśmy nagradzani za naszą dobrą grę zdobywaniem punktów i musimy to nadrobić w następnych meczach.
Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1-2 (1-1)
Bramki: 0-1 Sławomir Peszko (24. minuta), 1:1 Cristian Omar Diaz (43. Minuta, z rzutu karnego), 1-2 Artjoms Rudnevs (51. minuta)
Śląsk: Marian Kelemen - Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Amir Spahić, Krzysztof Wołczek - Piotr Ćwielong (69. Łukasz Madej), Przemysław Kaźmierczak, Sebastian Mila ŻK, Waldemar Sobota (69. Marek Gancarczyk) - Cristian Omar Diaz, Tomasz Szewczuk (82. Łukasz Gikiewicz).
Lech: Krzysztof Kotorowski ŻK - Grzegorz Wojtkowiak, Manuel Arboleda, Ivan Djurjević, Luis Henriquez - Marcin Kikut ŻK, Dimitrije Injac (85. Kamil Drygas ŻK), Siergiej Kriwiec, Semir Stilić, Sławomir Peszko (78. Jakub Wilk) - Artjoms Rudnevs (72. Artur Wichniarek).
Sędziował Adam Lyczmański z Bydgoszczy.
Widzów - 8500 tysiąca.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje