W sobotni wieczór siedmiotysięczny obiekt w Gorican wypełnił się po brzegi. Miejscowych kibiców nie zniechęcił nawet brak choćby jednego Chorwata na liście startowej. Poza najlepszymi żużlowcami świata, pojawiło się także mnóstwo legend. Do dyscypliny po wielu latach przerwy oficjalnie powrócił między innymi widoczny na zdjęciu Tony Rickardsson. Od początku pozytywnie zaskakiwał nas zwłaszcza Matej Zagar. Słoweniec udowodnił wszystkim krytykom, że przyznanie mu dzikiej karty było trafną decyzją organizatorów. Słoweniec dzięki dobrej postawie w rundzie zasadniczej awansował nawet do półfinału. Niestety tego samego nie możemy powiedzieć o Taiu Woffindenie. Trzykrotny mistrz świata okazał się cieniem samego siebie i zamiast walczyć o podium, musiał obawiać się o znalezienie się w najlepszej ósemce. Grubą, czerwoną kreską po rundzie zasadniczej odhaczyliśmy też niestety dwóch reprezentantów Polski. Niespodziewanie słaby występ zaliczył Patryk Dudek. Z tremą debiutanta niestety przegrał zaś Paweł Przedpełski. Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski z kolei robili co chcieli i z palcem w nosie zaklepali sobie dwa pierwsze miejsca po dwudziestej gonitwie dnia. Dało im to przewagę w wyborze pól startowych w decydującej fazie turnieju. W międzyczasie Polakom wyrósł silny rywal w postaci Mikkela Michelsena. Duńczyk odżył zwłaszcza w końcówce i przyprawił o zawał biało-czerwonych kibiców pokonując Macieja Janowskiego tuż przed półfinałami. Półfinały ponownie uspokoiły cały kraj. Fanom zaimponował przede wszystkim Bartosz Zmarzlik, który zaliczył wyścig idealny i prowadził od startu do mety. Kilka chwil wcześniej podobnej sztuki dokonał Maciej Janowski i stało się jasne, że przynajmniej jeden Polak opuści Gorican z trofeum. W finale otrzymaliśmy przedsmak zbliżającego się Speedway of Nations, gdyż obsadę uzupełnili dwaj Duńczycy - Mikkel Michelsen oraz Anders Thomsen. Bartosz Zmarzlik w decydującym starciu okazał się bezwzględny. Polak zaliczył atomowy start i rywale tyle go widzieli. Co klasa, to klasa. Dwukrotny mistrz świata jeszcze nigdy w karierze nie rozpoczął sezonu w Grand Prix od turniejowego zwycięstwa. Nic więc dziwnego, iż cieszył się on z sukcesu przez dobre kilka minut, a w jego teamie zapanowała istna euforia. Zasłużony puchar odebrał też Maciej Janowski. Cały kraj liczy teraz na to, że kapitan Betard Sparty w tym roku w końcu się przełamie i tym razem zakończy cykl z medalem na szyi. Powody do radości miał także trzeci Mikkel Michelsen. Jak wracać do najlepszej piętnastki świata, to tylko w takim stylu! Polscy kibice rozpoczęli majówkę w najlepszych możliwych humorach. Za nieco ponad dwa tygodnie uśmiech na ich twarzach będzie jeszcze większy, ponieważ karuzela Grand Prix zawita na Stadion Narodowy. Tam, stety lub niestety, rac nie zobaczymy.