Szokujące dane! Nie opłaca się wygrywać
Co jest najważniejsze w żużlu? Wydawałoby się, że wygrywanie – kto wygrywa najwięcej, ten osiąga najlepsze wyniki. Wydaje się to być oczywiste, jednak nie znajduje to odzwierciedlenia w statystykach cyklu Grand Prix. Oczywiście, Bartosz Zmarzlik, który wygrał największy odsetek swoich biegów, zdobył złoty medal IMŚ, jednak kolejni trzej zawodnicy tej klasyfikacji zajęli miejsca poza czołową szóstką.

Bartosz Zmarzlik wygrał w minionym roku 43% wyścigów, w których wystartował w cyklu Grand Prix. Jest to wynik, który dał mu tytuł indywidualnego mistrza świata, choć wcale nie jest on jakoś bardzo imponujący. Choćby w zeszłym roku ten odsetek w przypadku Polaka był większy, bo wyniósł 54%, a i tak nie był najwyższy. Lepszy okazał się Artiom Łaguta z 62% wygranych biegów.
W tym roku Zmarzlik był jednak najlepszy. Kto za nim? Okazuje się, że wcale nie srebrny medalista Leon Madsen. Drugie miejsce, jeśli chodzi o odsetek wygranych wyścigów, padło łupem Martina Vaculika. Słowak, który zajął w całej serii dziewiąte miejsce, zwyciężył w 37% swoich biegów. Najniższy stopień podium przypadł Patrykowi Dudkowi. Siódmy zawodnik Grand Prix 2022 wygrał w 35% startów.
Przed drugim zawodnikiem indywidualnych mistrzostw świata znalazł się jeszcze jeden zawodnik - ósmy w czempionacie Tai Woffinden z odsetkiem na poziomie 34%. Madsen jest w tej klasyfikacji dopiero piąty, a trzeci w IMŚ Janowski siódmy - na szóstym miejscu zmieścił się jeszcze jedenasty w mistrzostwach Mikkel Michelsen.
Nie tylko procentowo. Ilościowo Janowski też nisko
Ktoś mógłby słusznie spostrzec, że mniejszy odsetek wygranych biegów u zawodników z czołówki wynika z faktu, że odjeżdżają oni więcej biegów, co doprowadza do zmniejszenia się procenta zwycięstw. I faktycznie, jeśli weźmie się pod uwagę zwycięstwa, ale ilościowo, Madsen ponownie jest na drugim miejscu.
Ponownie jednak Dudek, Woffinden i Vaculik są wysoko - na niższych pozycjach, w trochę innej kolejności, ale wciąż są w czołówce. Maciej Janowski jest dopiero na szóstej pozycji, czyli zaliczył awans o zaledwie jedną lokatę. Do jakich wniosków to prowadzi? Że same zwycięstwa, przy wyrównanej stawce to za mało i że liczy się każdy punkt. Wygrywać oczywiście trzeba, ale bez przywożenia również mniejszych zdobyczy niczego się nie ugra. Same trójki to za mało. Chyba, że zdobywa się ich pięć, czy sześć w turnieju.
Zobacz także: