Według nieoficjalnych informacji, działacze Włókniarza zaproponowali Hancockowi zarobki niższe o 30 procent. Reakcja Amerykanina była łatwa do przewidzenia. "Byłem bardzo zaskoczony i wściekły" - powiedział Hancock w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". "Zresztą wciąż jestem zły na działaczy z Częstochowy. Przecież nową, gorszą umowę otrzymałem trzy dni przed startem rozgrywek! Już wcześniej dochodziły do mnie głosy, że klub ma kłopoty finansowe. Takie informacje pojawiły się w mediach, wspominali mi też o tym ludzie związani z żużlem. Dlatego wydzwaniałem do Częstochowy, chcąc się dowiedzieć, jak jest naprawdę, ale nie mogłem uzyskać odpowiedzi. Mimo to czekałem cierpliwie na rozpoczęcie sezonu. Nic innego nie mogłem zrobić, bo umowę miałem podpisaną. Nie spodziewałem się jednak, że sytuacja finansowa Włókniarza jest aż tak zła. Nie wierzę w to, że problemy klubu rozpoczęły się nagle, kilka dni przed rozpoczęciem ligi. Działacze musieli wiedzieć o nich wcześniej. Gdyby poinformowali mnie o tym dwa miesiące temu, nie miałbym problemu ze znalezieniem nowego klubu w Polsce. A teraz to szalenie trudna sprawa" - stwierdził Hancock. "Przedstawiłem swoje warunki i czekam na odpowiedź, ale raczej odejdę z klubu. Straciłem zaufanie do działaczy. Mówi się o tym, że być może Włókniarz pozyska nowego sponsora, ale w ciągu kilku dni trudno będzie im znaleźć firmę, która wyłoży pieniądze na żużel. Przecież czasami takie negocjacje trwają rok. Ostateczną decyzję podejmę w ciągu najbliższych dni. Jestem jednak w bardzo trudnym położeniu, bo trudno będzie mi znaleźć klub w Ekstralidze, a w pierwszej lidze nie chcę jeździć. Aby dobrze przygotować się do Grand Priź, potrzebuję przecież rywalizacji z najlepszymi zawodnikami na świecie" - wyznał Hancock.