Świat sportu w tym roku w końcu wrócił do normalności po prawie dwuletnim przestoju związanym z pandemią koronawirusa. Gdy temat COVID-19 pojawiał się na pierwszych stronach gazet, cierpieli nie tylko zawodnicy, ale i kibice, którzy bardzo chcieli, lecz nie mogli w licznym gronie pojawiać się na trybunach. Chociażby w samej PGE Ekstralidze przy pustych krzesełkach jeździli na początku sezonu 2020, a rok później organizatorzy zdecydowali się na wpuszczanie określonej liczby osób - zazwyczaj 50% pojemności stadionu. Na całe szczęście w niedawno zakończonych rozgrywkach ograniczenia odeszły do lamusa i fani wreszcie mogli zapełnić stadiony. Komplet za kompletem oglądaliśmy na przykład w Lublinie. Obecnym mistrzom kraju starała dorównywać się ponadto Betard Sparta Wrocław. Całkiem niezłe liczby wykręcano też w Gorzowie oraz Częstochowie. Niestety w parze z wymienionymi ośrodkami nie poszli w innych miastach. Spowodowało to rażący spadek średniej frekwencji, bo względem sezonu 2019 na trybunach na jednym meczu pojawiało się dwa tysiące mniej kibiców. To właśnie dlatego ludzie nie chodzą na stadion Zastanawiacie się pewnie dlaczego jest tak, a nie inaczej. Powody są dwa. Po pierwsze, ludzi z pewnością rozleniwiła pandemia koronawirusa, która doprowadziła do tego, że wiele osób przyzwyczaiło się do śledzenia sportu w telewizji, gdzie poza spektakularnymi powtórkami, opiniami ekspertów czy wywiadami z samymi zawodnikami, każdy mógł śledzić wszystkie pojedynki bez wychodzenia z domu. Drugi powód to oczywiście podwyżki cen. Nie każdego w tym momencie stać na rodzinny wypad na mecz, więc wybór jest prosty - obejrzenie widowiska z napojem w ręku i luźną przekąską pod nosem. Kluby oczywiście robią co mogą, by przyciągnąć fana na stadion. W gabinetach prezesów nie ma jednak powodów do obaw. Wszystko za sprawą niedawno podpisanego kontraktu z telewizją Canal+, na mocy którego co roku na konto ośmiu zespołów ma być przelane około sześć milionów złotych. Gdy do tego dodamy przyzwoitą frekwencję w większości miast (średnia 8 797 na mecz na całą ligę to nie jest wstyd), to mamy więcej zysków niż strat. Jeszcze na sam koniec dodamy, że z frekwencyjnym spadkiem boryka się nie tylko PGE Ekstraliga. W tegorocznym cyklu Grand Prix poza polskimi rundami i zmaganiami w Chorwacji oraz Niemczech zdecydowanie więcej było pustych krzesełek niż tych zajętych. Średnia frekwencja w PGE Ekstralidze w czterech ostatnich latach nie licząc pandemii:2017 - 9 737 kibiców2018 - 10 559 kibiców2019 - 10 815 kibiców2022 - 8 797 kibiców Czytaj także: Drugi raz tego nie zrobi. Ten sezon go wiele nauczył Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata