O zeszłotygodniowym memoriale Henryka Żyty napisano już praktycznie wszystko. Słaba obsada była tam akurat najmniejszym problemem. Tor nie nadawał się do jazdy, a upadki na drugim łuku w pewnym momencie przestały już kogokolwiek dziwić. Dziwiono się, że jakiś bieg zakończył się bez upadku. Zawody przerwano po 14. biegu. Była to decyzja, za którą sędziemu Michałowi Sasieniowi dziękowali wszyscy zgromadzeni na stadionie w Gdańsku. Dłużej tego oglądać się nie dało. Kilka dużych nazwisk zjawiło się na memoriale Alfreda Smoczyka, jednym z najbardziej prestiżowych na polskich torach. W Lesznie byli tacy zawodnicy, jak Bartosz Smektała, Jason Doyle, Janusz Kołodziej, Jaimon Lidsey czy David Bellego. Gdy spojrzymy jednak na drugą część stawki, widzimy Keynana Rewa, Huberta Jabłońskiego, Maksyma Borowiaka, Jonasa Knudsena czy Antoniego Mencela. Oczywiście turniej ewidentnie miał być formą sprawdzenia formy zawodników Unii, ale dla takiej legendy jak Smoczyk można by zaprosić kilku lepszych żużlowców. Kryterium Asów uratowało honor Choć bydgoski turniej nie jest oficjalnie memoriałem Mieczysława Połukarda, to jednak były żużlowiec i trener widnieje w nazwie zawodów i jest ich patronem. Połukard dla Polonii zrobił wiele, poświęcił swoje życie ginąc na treningu młodzieżowców. Od lat Kryterium jest dedykowane właśnie jemu, a odkąd turniej reaktywowano, przyjeżdżają na niego wielkie gwiazdy. W zeszłym tygodniu przy Sportowej ścigali się Zmarzlik, Michelsen, Dudek, Doyle, Woźniak czy Lambert. Turniej sportowo stał na bardzo wysokim poziomie. Zawodów memoriałowych w sezonie nie ma aż tak dużo. Zorganizowanie występu czołowych żużlowców nie wydaje się więc wielkim problemem. Wątpliwe jest, by bliscy patrona turnieju cieszyli się z tego, że memoriał jest formą treningu dla miejscowych juniorów. Pomijając już fakt wpadek organizacyjnych, takich jak tor w Gdańsku czy brak biletów ulgowych na dwie godziny przed zawodami w Bydgoszczy.