Najważniejsze rozstrzygnięcie w La Liga zapadło w sobotę - Real Madryt rozbił Espanyol Barcelona 4-0 i zapewnił sobie 35. tytuł na cztery kolejki przed końcem sezonu. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Real mistrzem. Dlaczego kręcą nosem na Ancelottiego? Największy rywal "Królewskich" Barcelona przeżywa sezon-koszmar, który zakończy z pustymi rękami, bez choćby jednego trofeum. Drużynie, którą w trakcie rozgrywek objął jeden z jej legendarnuch zawodników "złotej ery" Xavi Hernandez, pozostaje na pocieszenie walka o krajowe wicemistrzostwo, co jeszcze zimą wydawało się "mission imposible". I choć ostatnio Katalończycy wpadli w kryzys i grają w kratkę - oprócz prestiżowego sukcesu w El Clasico z Realem 4-0, przegrali z Cadiz i Rayo Vallecano - w niedzielny wieczór wykorzystali remis Sevilli, nie bez trudu pokonali Mallorcę 2-1 i na dwa "oczka" uciekli w tabeli ekipie z Andaluzji. W 25 minucie prowadzenie Barcelonie dał Holender Memphis Depay, po przerwie wynik podwyższył Sergio Busquets, a trzeciego gola - Ferrana Torresa - sędzia nie uznał z powodu spalonego Depaya. Gdy wydawało się, że Barca ma mecz pod kontrolą, obudzili się broniący się przed spadkiem piłkarze z Majorki - po kilku wysłanych "ostrzeżeniach" w końcu do bramki ter Stegena trafił Antonio Raillo, wykorzystując dogranie z rzutu wolnego. Na kwadrans przed końcem meczu trybuny na Camp Nou owacyjnie przyjęły powrót na boisko prześladowanej przez kontuzje wielkiej nadziei futbolu, Ansu Fatiego. Barcelona - Mallorca 2-1 (1-0) 1-0 Depay (25.), 2-0 Busquets (54.), 2-1 Raillo (79.) CZYTAJ RÓWNIEŻ: Piłkarze Atletico nie chcą uhonorować Realu