Omran Haydary, reprezentant Afganistanu, były piłkarz Lechii i Arki: - Czasami w telewizji, internecie, mediach społecznościowych oglądam dokumenty o życiu w Afganistanie. Zastanawiam, co byłoby ze mną, gdybym wychowywał się w ojczyźnie i zawsze dochodzę do wniosku, że muszę być wdzięczny za możliwość dorastania w Europie. Co cię porusza najbardziej? - Wiele afgańskich dzieci musi pracować, czyścić buty, myć samochody, zbierać złom, żebrać, babrać się w narkotykach, robić jeszcze gorsze rzeczy. Ja mogłem się uczyć, grać w piłkę, dość beztrosko. Zostając tam nie doszedłbym do ligi holenderskiej czy polskiej. Piłkarze z Afganistanu są silni i szybcy, ale brakuje im wyszkolenia technicznego, myślenia taktycznego, to efekt pewnego upośledzenia systemu szkolenia, który naturalnie jest tam blokowany przez sytuację polityczną. Urodziłeś się w 1998 roku. Dwa lata później twoja rodzina uciekła z Afganistanu. - Rodzice już w Holandii opowiadali mi, że Afganistan jeszcze w latach 70. był normalnym krajem, ludzie byli wolni, kobiety również. W ostatniej dekadzie XXI wieku władzę przejęli jednak talibowie, religijni fundamentaliści, ortodoksyjni i niebezpieczni dla otoczenia. Wprowadzili zasady, które zamieniały państwo w piekło. Patrz, właśnie napisałem do taty i mamy, odpisali: „W Afganistanie kiedyś można było pracować, uczyć się, wyjść na ulicę i nie bać, że się z niej nie wróci. Teraz ani nie popracujesz, ani nie pouczysz się, ani nie wyjdziesz na ulicę bez strachu o własne życie”. W ojczyźnie byliście bogaci, prawda? - Tata był doktorem, ordynatorem w szpitalu, cenionym kardiochirurgiem. Mieszkaliśmy w ładnym domu. Ciężko zrezygnować z takiego życia, nawet jeśli talibowie wprowadzali na ulicach barbarzyński ład. Mieliśmy pieniądze, żeby wyjechać, miliony Afgańczyków takiego szczęścia nie miało i wciąż nie ma. W Europie bez znajomości języka, ludzi, kultury trudno odnaleźć było się nawet człowiekowi gruntownie wykształconemu, tęsknoty za ojczyzną nijak nie da się zagłuszyć, ale to był wybór lepszego świata i perspektyw na przyszłość poza opresyjnym systemem talibów. Co zobaczyłeś, kiedy jako piłkarz i reprezentant kraju wróciłeś do Afganistanu w 2018 roku? - To był pierwszy raz, kiedy świadomie zawitałem do Afganistanu. W Kabulu towarzysko graliśmy z Palestyną. Wszędzie jeździło za nami pięć-sześć jeepów, otaczał tłum policjantów i żołnierzy z karabinami. Pilnowano porządku. Dbano o nasze bezpieczeństwo. Talibowie nie rządzili. Starano się ucywilizować ten kraj. Nie było najgorzej. Chwilowo. Kiedy delegacje Talibanu i Stanów Zjednoczonych podpisały porozumienie i zagraniczne wojska interwencyjne wycofały się z Afganistanu, religijni ekstremiści poczuli krew. W 2021 roku ruszyli z ofensywą, która obaliła władze w Kabulu. Od tego czasu powtarzają: „Dostosujesz się do naszych zasad albo cię zabijemy”. Talibowie nie znoszą sprzeciwu, nie znają słowa „nie”, tylko brutalne prawo siły. Wiem, że wielu Afgańczyków za dopuszczenie do władzy talibów wini Amerykanów. - Rodzice uczyli mnie, że gdy Związek Radziecki prowadził dziewięcioletnią wojnę w Afganistanie, Stany Zjednoczone przekazywały najnowocześniejszy sprzęt wojskowy partyzanckiemu ruchowi oporu, czyli talibom, którzy uzbrojeni i wyszkoleni w latach 90. mogli przejąć władzę. W 2021 zadziałał podobny schemat, amerykańskie wojska wycofały się z afgańskiej ziemi, broń została, wystarczyło ją przejąć i przeprowadzić rewolucję, nikt nie mógł temu zaradzić. Z perspektywy Zachodu to ciężkie do przyjęcia, ale w rejonach świata bardziej doświadczonych przez imperializm znacznie chłodniej przyjmuje się działania USA, co jest wynikiem bolesnej i wciąż świeżej historii. Ostatnio grałem w Torpedo Kutaisi. Gruzini przekonywali mnie, że tam też Amerykanie starali się nawet podprogowym przekazem przekonywać ich do swojej wizji geopolityki. W konsekwencji to podzielony kraj, który trwa w zawieszeniu między Zachodem a Wschodem. Jedna połowa chce być bliżej USA i Europy, druga bliżej Rosji. Afganistan leży w fatalnym miejscu na mapie. Między Chinami i Iranem. Blisko Rosji. Dla Stanów Zjednoczonych przez lata było to idealne miejsce do posiadania strategicznej bazy wojskowej, poza tym jest tam ropa naftowa, są wielkie złoża żelaza, miedzi, złota, różnych rzadkich metali, przede wszystkim litu. Nachapali się i zostawili kraj w rękach talibów, którzy przekonują wszystkich, że te wszystkie okropne rzeczy robią w imię religii. Nazywają się dobrymi muzułmanami, każdą rewolucję przeprowadzają w imię Allaha. To fałszywe, tak bardzo fałszywe, że właśnie na Allaha się powołują. Nie ma to żadnego związku z islamem. W reprezentacji Afganistanu często rozmawialiście o polityce? - Tak, po przejęciu władzy przez talibów mogliśmy jeszcze się spotykać i rozgrywać mecze, ale w ostatnich kilkunastu miesiącach przestałem przyjeżdżać na zgrupowania, bo z trzema innymi czołowymi piłkarzami Afganistanu uznaliśmy, że nie będziemy grać dla talibów. Dla talibów się nie gra? - Wielu afgańskich piłkarzy wciąż przyjeżdża na zgrupowania, gra w meczach, nic mi do tego. Ja podjąłem inną decyzją, moim zdaniem jedyną słuszną i moralną: póki rządzą talibowie, nie występuję w reprezentacji. Jak to przyjęli ludzie? Kiedyś mówiłeś, że masz tam status porównywalny do Cristiano Ronaldo, bo prawie żaden inny afgański piłkarz nie zadomowił się w Europie... - Byli smutni, ale rozumieli mnie. Gdyby tylko mogli postawić się talibom, choćby w najmniejszy, podobny do mojego sposób, zrobiliby to. Ale ja jestem w komfortowej, uprzywilejowanej pozycji, nikt mnie do niczego nie zmusza, żyję jako wolny człowiek, a oni... nie mają ucieczki. W jakichkolwiek aspektach rozumiesz talibów? - W zachodnich mediach czytam szalone rzeczy o Afganistanie. Piszą, że afgańskie kobiety już nie mogą powiedzieć choćby słowa na ulicy. Nie wiem, czy to prawda. Naprawdę, nie wiem. Jeśli tak, to absurdalne, niedorzeczne, chore. Ale czy takie coś da się w ogóle wprowadzić? Z drugiej strony, Ministerstwo Cnoty i Zwalczania Występków istnieje, wydaje dekrety, tworzy reguły. Kobietom odebrano rządowe stanowiska, pracę, prawa. Zabroniono im wychodzić z domu bez opiekuna, uczyć się w szkole. Nie mogą prowadzić samochodów. Korzystać z salonów kosmetycznych i fryzjerskich. Uczestniczyć w życiu społecznym normalnym dla kobiet z zachodnich cywilizacji. Mają obowiązek zasłaniać całe ciało, twarz. Kryją się pod grubymi ubraniami. Na zdjęciach strasznie to wygląda. Pięćdziesiąt lat temu ten kraj był po stokroć bardziej postępowy, liberalny, normalny niż w 2024. Mówią mi to ludzie, którzy w Afganistanie mieszkają. Z raportu ONZ wynikało, że talibowie egzekwują to za pomocą gróźb, użycia siły i aresztowań. - I jeszcze powołują się na Allaha. To świętokradztwo. Pytałeś, czy w jakiś sposób rozumiem talibów. Nie rozumiem talibów. I nigdy talibów nie zrozumiem. Wprowadzają w przestrzeń publiczną kolejne ograniczające prawa afgańskich kobiet i mężczyzn zasady. Przyglądają się reakcji i za chwilę wymyślają coś nowego. Jeszcze bardziej szalonego. Moim zdaniem granica tego szaleństwa nie istnieje. Mówiłeś, że ciągle masz znajomych w Afganistanie. - Tak, ludzi z reprezentacji. Głównie pracowników sztabu, chociażby kitmana, ale też kilku piłkarzy z lokalnej ligi przyjeżdżających na zgrupowania, żeby zdobywać doświadczenie na wyższym poziomie. Utrzymują z nimi kontakt. Na szczęście, nie ma tam nikogo z mojej rodziny. Kiedy ojcu udało się wyjechać, pomogliśmy wydostać się z Afganistanu reszcie krewnych. Wspomniani ludzie z reprezentacji Afganistanu nie próbowali uciekać? - Próbowali. Nie udało się? - Nie chcieli być nielegalnymi imigrantami w innych krajach. A ucieczka wymaga nie tylko pieniędzy, ale też perspektywy lepszego życia. Afgańskim uchodźcom w Europie wcale nie jest łatwo. Niemcy czy Holendrzy zaostrzyli prawa imigracyjne po incydentach z udziałem migrantów. Nielicznych, bo większość stara się żyć normalnie, asymilować i dostosowywać, ale jednak na swój sposób niebezpiecznych i destabilizujących nastroje społeczne. Nam w 2000 roku było jakieś dziesięć razy łatwiej, teraz Europejczycy już nie są tak otwarci. Starasz się pomagać ludziom z Afganistanu? - Nie pomagam im w ucieczkach. Ale wpłacam pieniądze na organizacje charytatywne. Myślisz, że Afganistan za naszego życia będzie krajem wolnym od talibów i religijnej ortodoksji? - Nie sądzę, bo kto miałby Afganistan wyzwolić? Nie wiem. - Amerykanie spędzili tu wiele lat i się poddali. Jedyna nadzieja, może złudna, że talibowie w końcu zrozumieją, że zbłądzili we własnej religii. Wyjątkowo to dla ciebie bolesne, że talibowie do rządzenia państwem zaprzęgli islam, który przecież sam wyznajesz. - To religia dla ludzi, nie przeciwko ludziom. Religia o pokoju. Nie o wojnie. Talibowie islam rozumieją na opak. Wydaje im się, że odebranie ludziom praw, wolności i godności przybliża ich do tajemnic wiary. Nie da się być jednak dobrym muzułmaninem, będąc jednocześnie złym, okrutnym, podłym człowiekiem. Zdają się tego nie wiedzieć. Rozmawiał Jan Mazurek