Laporta nigdy nie był grzecznym chłopcem. Pięć lat temu na lotnisku "El Prat" w ataku furii publicznie ściągnął spodnie, gdy obsługa nakazała mu trzeci raz przejść przez urządzenie do wykrywania metali. Kamery lotniskowe nagrały też, jak rzuca butami, ubliża personelowi, a człowieka, który zwrócił mu uwagę, że kompromituje klub, ironicznie pyta, czy podniecił go widok jego slipów. Prezes Barcelony przeżywał wtedy trudny czas. 2 czerwca 2005 roku, zaledwie dwa tygodnie po pierwszym wspólnym sukcesie (mistrzostwo Hiszpanii), Laporta i Rosell stali się wrogami. Razem z trzema innymi członkami zarządu wiceprezes ds. sportowych podał się do dymisji, ogłaszając, że z Laportą pracować już nie sposób. Prezes dał jednak rebeliantom poważny argument, włączając do zarządu klubu swojego szwagra, na domiar złego znanego wielbiciela generała Franco. Laporta przyjął dymisję Rosella jako zdradę. Gdy tego lata odchodził z Barcelony, robił co mógł, by nie on został jego następcą. Oskarżył byłego kumpla, że w 2005 roku chciał sprzedać Ronaldinho do Chelsea, a prowizją (10 mln euro) podzielić się po połowie. Socios Barcy jednak nie przekonał - w nowych wyborach zdecydowanie postawili na Rosella. Pierwsze, co zrobił nowy prezes, to ogłosił wyniki pracy firmy audytorskiej badającej ekonomiczną sytuację w klubie. Odchodząc, Laporta twierdził, że ostatni rok jego rządów zakończył się rekordowym przychodem (445,5 mln euro), co dało Barcelonie czysty zysk w wysokości 11,1 mln. Tymczasem firma Deloitte wyliczyła, że przychód wyniósł tylko 408,9 mln. W dodatku wydano więcej niż mówił Laporta, co sprawiło, że w sezonie 2009-2010 klub zanotował stratę 77,1 mln euro. Aby zdobyć pieniądze, wbrew woli trenera Pepa Guardioli, Rosell sprzedał Dmytro Czyhryńskiego do Szachtara (za 15 mln, rok wcześniej Laporta zapłacił za niego 25 mln), a potem wziął kredyt, by wypłacić pensje pracownikom. Laporta utrzymuje jednak, że jest w stanie udowodnić, iż prawdziwe są liczby podane przez niego. Rosell nie odpuścił. Wynajął kolejną firmę do badania działalności poprzednika. Ujawniła ona, że były prezes miał otwarty rachunek w kilku barcelońskich dyskotekach, gdzie świętowano mistrzostwa i tytuły. Za wszystko płacono z kasy klubu. Przed finałem Champions League w Rzymie Barca wydała milion euro na bilety na mecz - pula 20-procentowa przyznana przez UEFA nie zadowoliła Laporty. Za 420 tys. euro z kasy Barcelony Laporta zakupił dużą liczbę zegarków i biżuterii. Hojny był dla piłkarzy, ale także dla vipów odwiedzających Camp Nou - na ostatnim meczu minionego sezonu z Valladolid, który zapewnił Barcy tytuł mistrza Hiszpanii - klub wydał 42 tys. euro na catering. 600 tys. euro Laporta obiecał katalońskiej federacji piłkarskiej, a poza tym płacił wysokie prowizje za sprowadzenie piłkarzy. Agent Zlatana Ibrahomovica, który został już odsprzedany do Milanu, będzie pobierał z kasy Barcy milion euro jeszcze przez cztery lata. Oczywiście, Rosell przypomniał też Laporcie współpracę z reżimem z Uzbekistanu, kraju, w którym prawa człowieka notorycznie są łamane. Wszystkie te informacje natychmiast przedostały się do prasy, co wskazuje, że nowemu prezesowi bardzo zależy, by kibice jak najszybciej poznali prawdę o starym. Laporta wyśmiewa te zarzuty - odpowiada, że jeśli chodzi o korupcję, jest czysty. Oczywiście, kupował drogie zegarki, jako prezenty dla piłkarzy za zdobyte trofea, wynajmował też dla nich prywatne samoloty, żeby wygodniej się im podróżowało. "Zasługiwali na to" - podsumował. "Te wszystkie tytuły, które klub zdobył w latach, gdy stałem na jego czele, to ich tak naprawdę boli" - mówi Laporta o swoich przeciwnikach. Rzeczywiście, w siedem lat dokonał niemal cudów sportowych. Drużyna z Camp Nou wygrała Ligę Mistrzów dwa razy, cztery razy była mistrzem Hiszpanii, raz zdobyła Puchar i trzy razy Superpuchar kraju, raz Superpuchar Europy i mistrzostwo świata klubów. Rosell nie ustaje. Powołał komisję, która będzie usuwać z Barcelony ludzi dopuszczających się korupcji, nadużyć i wszelkich zachowań szargających wizerunek klubu - jak chociażby zatrudnianie krewnych. To, rzecz jasna, czytelna aluzja do Laporty. Zwolennik byłego prezesa, Johann Cruyff, ostrzegł jednak Rosella, że jego działanie wpłynie w końcu źle na postawę drużyny. Tego nowy prezes powinien obawiać się najbardziej. Bo gdyby nawet zakończył swoją kadencję z oceną celującą z etyki, kibic i tak rozliczy go z tytułów zdobytych przez Xaviego, Iniestę i Messiego. Biznes futbolowy już dawno przestał być zabawą dla grzecznych dzieci. Jeśli był nią kiedykolwiek. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!