Barca musi, Atletico może
Mecz na szczycie bez udziału obrońcy tytułu - w Primera Division brzmi to sensacyjnie. W niedzielę na Camp Nou Atletico Madryt chce odebrać Barcelonie miano drużyny niepokonanej w lidze.

Porażka w złym stylu na Santiago Bernabeu to jedyna istotna rysa na pracy wykonanej przez Diego Simeone. Zaczynał w Atletico zaledwie przed rokiem, by zbieraninę piłkarzy scalić w drużynę. Zespół z Vicente Calderon przypomina dziś kamień, na którym rywale łamią sobie zęby. Jak na standardy Primera Division Argentyńczyk stworzył coś nietypowego, jego piłkarze bagatelizują posiadanie piłki, skupiając się na tym, by wydobyć dla siebie jak najwięcej z błędów strony przeciwnej. W klasyfikacji na drużynę najbardziej niewygodną, akcje teamu z Calderon stoją wyjątkowo wysoko. Derbowy superegzamin na Santiago Bernabeu Atletico oblało z kretesem. Zamiast gry była szarpanina, przepychanki, prowokacje, w których jednak przez pełne 90 minut widać było wyższy potencjał graczy Realu Madryt. O kompleksach Atletico wobec lokalnego rywala można napisać powieść odcinkową, każda kolejna porażka sprawia, że w kolejnym meczu napięcie jest jeszcze bardziej nieznośne. Wydaje się jednak, że "wredna" taktyka drużyny z Calderon powinna być zdecydowanie bardziej niewygodna dla Barcelony. Przepychanki i walka wręcz, którą Pepe, czy Ramos przyjęli bez problemu, Katalończykom będzie ciążyć przez 90 minut. Barca nienawidzi rywali perfekcyjnie i bezwstydnie ustawiających zasieki przed własnym polem karnym. Tak pobiła ją Chelsea w półfinale poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, to samo zrobił Celtic Glasgow kilka tygodni temu. Gracze Atletico dorównują Szkotom walecznością, przewyższając ich umiejętnościami przynajmniej o klasę. Radamel Falcao będzie miał na Camp Nou zdecydowanie więcej miejsca niż na Santiago Bernabeu. Jeśli goście z Madrytu przetrwają początkowy atak zespołu Tito Vilanovy, jeśli u Xaviego, Messiego i Iniesty pojawią się pierwsze oznaki zniecierpliwienia i bezradności, katalońscy stoperzy Pique z Puyolem coraz chętniej będą pchali się na połowę gości (o Jordim Albie nie wspominając). Victor Valdes poczuje się wtedy bardzo samotny, nękany przez Kolumbijskiego łowcę goli, a także jego pomocnika Diego Costę. Na Bernabeu Brazylijczyk zajęty był prowokacjami, jeśli na Camp Nou skupi się na piłce, może zrobić lepszy użytek ze swojej waleczności i siły. Kiedy w Katalonii gra Real Madryt, jego kibice wpadają w furię, jeśli Jose Mourinho ustawi drużynę zbyt defensywnie. Simeone może wszystko. Nikt mu nie powie złego słowa, gdy ustawi 11 ludzi za linią piłki. Powszechna jest świadomość, że od strony estetycznej i taktycznej Argentyńczyk ma prawo zrobić wszystko, co zwiększy szanse jego drużyny. "Jedziemy po trzy punkty" - mówią gracze Atletico, remis z pewnością też przyjmą z zadowoleniem. Choć obie drużyny dzieli sześć punktów, a na Vicente Calderon wciąż marzą o mistrzostwie, to z punktu widzenia psychologicznego Barca musi, a Atletico może. Zapowiadając start Primera Division jeden z dziennikarzy "Marki" napisał, że bardziej niż dwa kolosy interesuje go, jak będzie grało Atletico, po raz pierwszy przygotowane do sezonu przez Simeone? Zawiedziony być nie może, klub z Vicente Calderon, mimo porażki derbowej wciąż patrzy z góry na obrońców tytułu. Drugiej pozycji w tabeli nie straci nawet po wypełnieniu się najczarniejszego scenariusza na Camp Nou. To jest wielka sensacja, że w lidze zdominowanej przez Real i Barcelonę, w 16. kolejce mecz na szczycie odbywa się bez obrońcy tytułu. Ten prosty fakt, jest wyznacznikiem dokonań Simeone. Kiedy Valencia, Sevilla, czy Athletic pogrążyły się w bezsensownej walce ze sobą, Atletico znalazło siłę, by wywołać wojnę kolosom. I wciąż jej nie przegrało.

Barca Vilanovy wciąż walczy o rekord punktów zdobytych na półmetku. Dwa lata temu z Pepem Guardiolą uzbierała ich 52, oddający rywalom zaledwie pięć. Teraz ma 43 pkt i cztery mecze przed sobą. Zwycięstwo nad Atletico może przekonać cały Madryt, że w tym sezonie w Primera Division nie ma mocnych na Katalończyków.