Mecz z Francuzami miał dla Vicente del Bosque kilka podtekstów. Selekcjoner Hiszpanów jeszcze raz nie posłuchał "głosu ludu" posyłając do gry zespół złożony z sześciu środkowych pomocników. W dodatku ich naturalny przywódca Xavi Hernandez podzielił się władzą z Xabim Alonso, dzięki czemu gra "La Roja" stała się bardziej efektywna. Kiedy gracze Laurenta Blanca rzucili wszystkie siły przeciw hiszpańskim liderom, mordercze ciosy zadali im gracze drugiego planu. Bohaterami wieczoru zostali Xabi, Alba i rezerwowy Pedro. Drużyna bez skrzydłowych i środkowego napastnika zdobyła pierwsze gola tak, jakby ich miała. Iniesta posłał w bój Jordiego Albę, który ograł Debuchy'ego i wrzucił piłkę w pole karne, gdzie w rolę klasycznego łowcy bramek wcielił się Alonso. W ten sposób najniższy zespół na mistrzostwach zdobył pierwszego gola strzałem głową. Od tej chwili kontrola nad grą była dla Hiszpanów jeszcze łatwiejsza. Benzema i Ribery mieli gigantyczne kłopoty, by zagrozić Ikerowi Casillasowi. Francuzi okazali się bezradni praktycznie od początku do końca. Para stoperów Ramos - Pique miała wystarczające wsparcie od pomocników, wydawało się nawet, że mistrzowie świata i Europy pobili Francuzów bez włączania najwyższego biegu. Dzień 18 czerwca 2010 roku wciąż pozostaje ostatnim, w którym Hiszpanie w meczu o stawkę padli ofiarą własnego stylu. Na inaugurację mundialu w RPA wymienili setki podań, by w kluczowej chwili pozwolić się skontrować. Porażka ze Szwajcarami tkwi w świadomości mistrzów świata do dzisiaj, w każdym kolejnym spotkaniu o punkty robią co można, by się nie powtórzyła. W ten sposób rozegrali już 18 spotkań. Wygrali 17 razy, raz był remis (z Włochami na Euro 2012), Casillas puścił w tym czasie tylko 8 goli. Podziwu godny wynik, jak dla drużyny tak ofensywnej. Oczywiście styl drużyny del Bosque nie wszystkich zachwyca. Jedni narzekają, że Hiszpanie stwarzają zbyt mało okazji podbramkowych, inni wątpią, że do zwyciężania potrzebna jest aż taka liczba podań. Selekcjoner "La Roja" pozostaje wierny swoim ideom i dopóki będzie wygrywał, dopóty zachowa prawo uśmiechania się spod wąsa. Kibice, których wkurza, muszą się wstrzymać, co najmniej do środowego półfinału z Portugalią. Piłkarze del Bosque mają o dwa dni mniej na odpoczynek, niż Nani, Ronaldo, Pepe i Coentrao. Portugalczycy są na Euro 2012 zdecydowanie bardziej zjednoczeni i zdeterminowani od Francuzów. Dziennik "Marca" już straszy rodaków 46 golami, które w minionym sezonie wbił Ronaldo bramkarzom Primera Division. Nie miał oczywiście przyjemności pokonać Casillasa. Dla Hiszpanów i Portugalczyków to będzie bratobójcza gra o finał. Przeciw sobie staną gwiazdy Realu Madryt. Czy najdroższy piłkarz na świecie podzieli los Karima Benzemy, czy też dostanie zdecydowanie większe wsparcie od kolegów? Bo nawet w najwyższej formie, nie wygra tego meczu w pojedynkę. Hiszpańska "ośmiornica" czeka. Nie ma najmniejszego sensu wspominanie ostatniego pojedynku obu iberyjskich rywali. Portugalczycy wygrali go 4-0, ale Hiszpanie są zbyt utytułowaną drużyną, by wypruwać z siebie flaki w meczach bez stawki. W środę pójdzie bój na noże. Gracze Paula Bento chcą wziąć przykład z sąsiadów, który zaledwie cztery lata temu byli w tym samym miejscu, a dziś patrzą na rywali ze szczytu. Dyskutuj na blogu z Darkiem Wołowskim