Zawsze ma wyraziste zdanie i nie boi się go głosić, sędziom nie przepuści żadnego potknięcia, a piłkarzom połowy choćby odpuszczonego meczu - Ryszard Tarasiewicz z krwi i kości. W wywiadzie udzielonym "Przeglądowi Sportowemu" opowiedział o swych perypetiach z ówczesnym selekcjonerem Wojciechem Łazarkiem, który czynił niewybredne uwagi do wyglądu Tarasiewicza, gdy ten na zgrupowanie kadry przyjechał z biżuterią i włosami zapiętymi w koński ogon.- Miałem proces sądowy z panem Łazarkiem. Sprawa była dla mnie osobista, honorowa. Podciągnął mnie pod ciotę. Tak nie wolno. Nigdy nie przekłuwałem sobie uszu, kucyków nie plotłem. W młodości miałem długie, kręcone włosy. Taka była moda, że człowiek robił się na DDR-a, czyli krótko z przodu, z tyłu spojlery. I ten kucyk z tyłu mi się robił. Ale nigdy nie wiązałem włosów w koński ogon. To nie w moim stylu - opowiada Tarasiewicz w "PS".Proces wygrał, ale na stadionach słyszał obelgi: "Pedale, cioto".Cały wywiad w środowym "PS".