Adrian Gul’a ma nosa Szkoleniowiec przed kolejnymi potyczkami rozwiązuje łamigłwóki dotyczące składu i ostatnio jest nadzwyczaj skuteczny. Po meczu w Mielcu posadził na ławce Macieja Sadloka i od tamtej pory drużyna straciła tylko jedną bramkę w dwóch spotkaniach. Z kolei przed meczem z Legią musiał rozwiązać dylemat: Jak Kliment czy Felicio Brown Forbes. Zdecydował się na mniej oczywiste rozwiązanie, czyli Kostarykanina, a ten odwdzięczył się zwycięską bramką. Kliment zadaniowiec Okazało się, że zostawienie na ławce Klimenta zwiększyło również pole manewru Wisły w... defensywie. Słowacki napastnik wszedł bowiem na skrzydło i z zadań wywiązał się bez zarzutu. Notował przechwyty, nie odstawiał nogi, mocno angażował się w obronę. Mimo że był rezerwowym i jeszcze wszedł nie na swoją nominalną pozycję, to zagrał bardzo dobrze. Błaszczykowski na bocznym torze W meczu z Legią trener Gul’a wprowadził pięciu zawodników, ale żadnym z nich nie był Jakub Błaszczykowski. Kapitan Wisły nie jest kontuzjowany, normalnie rozgrzewał się z zespołem, a mimo to szkoleniowiec nie skorzystał z jego doświadczenia w nerwowej końcówce. Czy to oznacza, że obecnie wyżej ceni umiejętności np. Piotra Starzyńskiego? Tym razem o żadnych konflikcie nie ma jednak mowy (jak było w przypadku Petera Hyballi), bo zaraz po meczu Błaszczykowski ze zrozumieniem wypowiadał się o swojej roli w zespole. Rośnie nowy lider? Umiejętnościami do tej roli może mu jeszcze daleko, ale mentalnie wydaje się do niej pasować idealnie. 22-letni Serafin Szota z Legią grał dopiero dziesiąte spotkanie w Ekstraklasie, a mimo to wyglądał na najbardziej zaangażowanego z defensorów. Chwalił i motywował Konrada Gruszkowskiego, ustawiał (!) Michala Frydrycha, a po meczu nadawał ton świętowaniu. Całkiem nieźle jak na najmniej doświadczonego gracza w zespole. Kibice (nie) pomogli Na niemal wypełniony stadion czekano przy Reymonta miesiącami. W końcu czuć było piłkarskie święto, do tego blisko 24 tys. sprzedanych biletów i karnetów stanowi poważny zastrzyk finansowy dla zadłużonego klubu. Tyle tylko, że część tych pieniędzy Wisła będzie musiała przeznaczyć na karę za odpalenie rac. Z tego powodu mecz przerwano na kilka minut, więc można spodziewać się dotkliwych konsekwencji. Czy w tej sytuacji pomeczowe racowisko na Błoniach nie byłoby wystarczające? Dla klubu i piłkarzy - na pewno. Piotr Jawor