Zanim najszybsza dwudziestka świata po raz pierwszy w ten weekend ustawiła się na polach startowych, w piątek kłopotów na własne życzenie narobił sobie Sergio Perez. Meksykanin co prawda znalazł się w Q3 i do końca walczył o pole position, ale dwie godziny po zakończeniu czasówki sędziowie dopatrzyli się u niego przekroczenia limitów toru w jej drugiej części. Efekt? Unieważnienie rezultatów. Zespołowy partner Maksa Verstappena spadł w związku z tym na trzynastą lokatę i od początku musiał naciskać po to, by w głównym wyścigu ruszyć z rzędu dającego szansę na walkę o podium. Max Verstappen otrzymał prezent od Ferrari Cios, tym razem nie ze swojej winy, otrzymał również Fernando Alonso. Bolid Hiszpana uległ awarii dosłownie kilka sekund przed rozpoczęciem okrążenia formującego i zamiast utrzymania pozycji w pierwszej dziesiątce, czekało go przymusowe wycofanie z rywalizacji. Jakby było mało nieoczekiwanych zwrotów akcji, w końcówce wyżej wspomnianego kółka rozgrzewkowego stanęła maszyna Zhou Guanyu i tak oto start sprintu opóźnił się o około pięć minut. Kibice z tego powodu nie zdążyli się nawet jakoś specjalnie wkurzyć, ponieważ błyskawicznie w euforię wprawił ich Max Verstappen, pokazując tylne skrzydło obu reprezentantom Ferrari. Zawodnicy Scuderii sami ułatwili mu zresztą zadanie, bo zajęli się walką między sobą, a w tym czasie mistrz świata zbudował bezpieczną przewagę, uniemożliwiającą korzystanie z systemu DRS. Co lepsze, kierowcy w czerwonych autach zachowywali się tak jakby nic się nie stało i nadal ostro pojedynkowali się w niektórych zakrętach. Holenderscy kibice widząc to wszystko wprost nie mogli powstrzymać się od śmiechu. No dobra, my momentami też, gdyż zdecydowanie nie tak to powinno wyglądać. Tak jak można się było tego spodziewać, obecny czempion już do samej mety nie został strącony z pozycji lidera i sięgnął po chyba najłatwiejszy triumf w stukilometrowych zmaganiach w dotychczasowej karierze. Zresztą nie tylko on zachwycał nas dojrzałą i skuteczną jazdą. Po słabych kwalifikacjach w najlepszy z możliwych sposobów zrehabilitował się chociażby Sergio Perez. Meksykanin musiał się dziś co prawda trochę napocić, ale skończyło się nie najgorzej, bo na świetnej piątej lokacie. Przed nim wystartuje jutro duet Ferrari, który za chwilę uda się na męską rozmowę z szefostwem zespołu. Mick Schumacher prawie zawstydził Hamiltona Nie samą czołówką żyje jednak człowiek. Moment sprintu? Zdecydowanie walka Micka Schumachera i Lewisa Hamiltona o ósme miejsce. Młody Niemiec na przekór niektórym dziennikarzom wysyłającym go pierwszą klasą do innej serii wyścigowej utrzymywał za sobą Brytyjczyka przez dobrych kilka okrążeń. Kierowca Mercedesa ostatecznie może i dopiął swego, ale dopiero tuż przed samą metą, za co synowi legendy należą się oklaski na stojąco. Jutrzejszy wyścig rozpocznie się punktualnie o godzinie 15:00. Transmisja w Eleven Sports 1 oraz Polsat Box Go. Wyniki sprintu przed Grand Prix Austrii: