Cały przemysł związany ze sportem motorowym niemal stanął w miejscu. Zamykane są fabryki. Wstrzymana jest produkcja wszystkiego, co potrzebne do organizacji i uczestnictwa w zawodach, począwszy od samochodów, ich części i komponentów, poprzez kaski czy kombinezony oraz systemy chronometrażu, aż po flagi sygnalizacyjne i farbę do malowania linii na torach. Zyski notują chyba tylko producenci domowych symulatorów. W warunkach bardzo konkurencyjnego rynku dostawcy i podwykonawcy operują na stosunkowo niskich marżach. Przetrwanie tych firm zależy od sprawnego przepływu gotówki. Kilka lat temu upadający zespół F1 Marussia pociągnął za sobą na dno kilkadziesiąt mniejszych firm, które nie otrzymały płatności za swoje usługi. Dzisiaj mamy analogiczną sytuację, tylko w dużo większej skali. Po kryzysie przetrwają, bądź odrodzą się tylko najsilniejsi, ale i wtedy często kosztem pracowników, którzy zostaną wysłani na przymusowe bezpłatne urlopy lub zwolnieni. Widać to już teraz. Po odwołaniu wyścigu IndyCar oraz przełożeniu rundy MotoGP okazało się, że Circuit of the Americas nie wygeneruje wystarczających przychodów, aby utrzymać całą załogę obiektu. Część pracowników musi już dziś szukać nowej pracy. Aż trudno uwierzyć, że niedawno zmodernizowany obiekt, którego budowa pochłonęła 8 lat temu ponad 400 milionów dolarów może mieć trudności z gotowością operacyjną po kilku tygodniach bez organizacji wyścigów. Sytuacja toru w Teksasie jest podobno tak trudna, że nie wiadomo, czy przetrwa do jesieni, aby przyjąć Grand Prix USA Formuły 1 i przełożone MotoGP. Pogłoski o możliwym bankructwie dotyczą również toru pod Barceloną. Lokalne władze co prawda dofinansowały budżet wyścigu Formuły 1, ale w obliczu zmian w kalendarzu nie wiadomo, czy dojdzie on do skutku. Grand Prix Hiszpanii zostało przełożone, w przeciwieństwie do rundy w Monako. Pomimo historii, tradycji i prestiżu, zapadła decyzja o odwołaniu wyścigu. Z finansowego punktu widzenia brak wyścigu na ulicach księstwa będzie najmniej odczuwalny, bo F1 nie dostaje od władz Monako ani centa. Głównym czynnikiem przesądzającym o decyzji był brak możliwości znalezienia innego terminu. Infrastrukturę buduje się około trzech miesięcy, kolejnych kilka tygodni zajmuje demontaż. Trudno było też znaleźć robotników do prac montażowych. W poprzednich latach przybywali oni głównie z pobliskich Włoch. Teraz granica jest zamknięta. Potwierdzenie przypadku koronawirusa u księcia Alberta II zapewne przypieczętowało sprawę. Przenoszenie i odwoływanie wyścigów może wydawać się problemem władz Formuły 1, które muszą pogodzić się z brakiem opłat licencyjnych, ale w nie mniejszym stopniu problem dotyczy także zespołów. Trafia do nich duża część przychodów z organizacji wyścigów oraz sprzedaży praw telewizyjnych. Nie wiadomo, czy po sezonie 2020 będzie coś do podziału. Nie wiadomo też jak będą wyglądać w nowej sytuacji wpływy od sponsorów. Niepewność sprawiła, że wszystkie zespoły zgodziły się odroczyć wprowadzenie zupełnie nowych samochodów, które miały zadebiutować w 2021 roku. W przyszłym sezonie wszyscy mają korzystać nadal z tegorocznych konstrukcji. Odłożenie prac nad samochodami nowej generacji pozwoli na znaczącą redukcję kosztów w wyjątkowo trudnym czasie. Podobne działania podejmowane są na całym świecie. Amerykańska seria IndyCar, wprowadziła całkowity zakaz testów, prac w tunelach aerodynamicznych, a nawet korzystania z symulatorów. Dostawców silników i opon poproszono o wstrzymanie się z wysyłaniem faktur zespołom. W przypadku USA sytuacja jest o tyle dobra, że większość przychodów generuje tylko jeden wyścig - Indianapolis 500. Jeżeli dojdzie on do skutku, wszyscy powinni przetrwać do końca roku. Jeżeli przymusowa przerwa od ścigania nie potrwa aż do przyszłego roku, to przemysł sportu motorowego powinien sobie jakoś z tym poradzić. Nie wiadomo jednak, jak będzie wyglądał "krajobraz po bitwie". W poważnych tarapatach jest cała, bardzo szeroko pojęta branża usług związanych ze sportem motorowym na całym świecie. To dziesiątki, a może nawet setki tysięcy ludzi. Najgorsze jest to, że nikt nie wie, kiedy zakończy się kryzys. Niestety, wiele wskazuje na to, że dopiero się rozpoczął. Grzegorz Gac