Formuła 1. Grzegorz Gac: Rewanż w Barcelonie
Właściwie od początku niedzielnego wyścigu w Barcelonie jasne było, że niespodzianki na mecie nie należy się spodziewać. Lewis Hamilton bije wspaniałe rekordy Michaela Schumachera - pisze ekspert Interii Grzegorz Gac.

Z tym, że należy się zastanowić, co w dzisiejszych realiach jest w Formule 1 niespodzianką. Czy każde rozstrzygnięcie poza wygraną Hamiltona? Czy Mercedesa? Czy może jeszcze Verstappena? Bo chyba na tym dyskusja się kończy i wszyscy zgodzą się zapewne, że każdy inny wynik, poza zwycięstwem kogoś z tej trójki byłby rozstrzygnięciem nieoczekiwanym.
Można pójść w tych rozważaniach jeszcze dalej i uznać za niespodziankę obecność na podium jakiegokolwiek innego kierowcy spoza wymienionej trójki. W tym sezonie, w sześciu wyścigach dokonali tego tylko: Charles Leclerc (dwukrotnie) i trochę przypadkiem, przy dużej dozie szczęścia, w pierwszym wyścigu sezonu - Lando Norris.
Lewis Hamilton zwyciężył w Grand Prix Hiszpanii na torze Circuit de Barcelona - Catalunya, biorąc rewanż za przegraną z Verstappenem tydzień wcześniej na Silverstone. Wygrał po raz 88. w karierze i już tylko trzy zwycięstwa dzielą go od rekordu wszech czasów Michaela Schumachera, który stawał na najwyższym stopniu podium 91 razy. Hamilton pobił w niedzielę inny rekord Niemca - po raz 156. stanął na podium.
Max Verstappen przyznał, że osiągnął w Barcelonie maksimum. Plan na niedzielę zakładał rozdzielenie dwójki kierowców Mercedesa i nic więcej. W Red Bullu są jak widać realistami. Tydzień temu w Silverstone Mercedes zaliczył wypadek przy pracy i dlatego Holender mógł wygrać. Tym razem wszystko wróciło do coraz nudniejszej normy.
Bottas, podobnie jak na Węgrzech zawiódł na starcie. Pierwszy zakręt pojechał trochę jak nowicjusz i stracił aż dwie pozycje na rzecz Verstappena i Strolla. Pogubił się, a może po prostu nie chciał ryzykować, ale wyglądało to tak, jakby zabrakło mu wyścigowego sprytu. Potem wyprzedził Kanadyjczyka, ale Holender był poza jego zasięgiem. Punkt za najszybsze okrążenie jest zapewne dla Fina niewielkim pocieszeniem.
Skład podium jest zatem jak najbardziej oczekiwany. Można powiedzieć, że w normalnych warunkach, gdy nic szczególnego się nie dzieje - jedyny możliwy. O skali różnic pomiędzy zespołami świadczy fakt, że już na kilkanaście okrążeń przed metą czołowa trójka zdublowała wszystkich pozostałych kierowców.
Nadal nie widać światełka w tunelu dla Ferrari. Dopóki wszystko szło zgodnie z planem, tempo było bardzo przeciętne, jak na zespół, który jeszcze w zeszłym roku wygrywał wyścigi. Charles Leclerc jak zwykle robił co mógł, ale odpadł wskutek defektu na 38. okrążeniu.
Sebastian Vettel, jadący jako jeden z nielicznych na jeden pit stop, był jeszcze kilkanaście okrążeń przed metą na piątym miejscu, ale na kończących się miękkich oponach (na których pokonał 36 okrążeń czyli ponad pół wyścigu!) musiał uznać wyższość dwóch rywali. Skończył wyścig na siódmym miejscu. Wcześniej dochodziło do słownych potyczek pomiędzy Niemcem i inżynierem przez radio. Widać i słychać, jak bardzo napięta jest atmosfera w zespole. I nie zmienia tej oceny wymiana grzeczności po wyścigu. Vettel został wybrany w głosowaniu kierowcą dnia (driver of the day).
Nic nowego nie da się powiedzieć o zespole Alfa Romeo, chociaż Kimi Räikkönen, czternasty na mecie, powiedział, że to był nieco lepszy weekend od poprzedniego, a tempo w końcówce na miękkich oponach było niezłe. Antonio Giovinazzi był szesnasty.
Fin i Włoch pokonali zatem swoich rywali z Haasa i Williamsa, co nie zmienia faktu, że ta trójka to nadal zdecydowanie najsłabsze zespoły. Żaden z nich nie ma obecnie widoków na nawiązanie walki z zespołami środka tabeli. Wszystkie razem zdobyły w sześciu wyścigach łącznie... 3 punkty. Słownie trzy. Liderem w tej grupie jest Alfa Romeo dwa punkty, następnie Haas z jednym punktem i Williams - zero. Niewielki to powód do chwały. Suche liczby nie mówią wszystkiego, ale też nie kłamią.
Kimi Räikkönen tymczasem bije kolejne rekordy wszech czasów. Kilka tygodni temu w Grand Prix Węgier ukończył swój 246. wyścig w karierze, a w niedzielę w Barcelonie na 37. okrążeniu pobił rekord dystansu pokonanego w wyścigach Formuły 1. Niestety, poza tym trudno znaleźć powody do satysfakcji w zespole z Hinwil.
Następny weekend to chwila oddechu, a kolejne spotkanie z Formułą 1 - w Spa Francorchamps w ostatni weekend sierpnia.
Grzegorz Gac
