Anthony Joshua (22-0, 21 KO), posiadacz trzech pozostałych pasów, chce, by pojedynek unifikacyjny odbył się na jego terenie. Póki co mistrz IBF/WBA/WBO dwa tygodnie po Wilderze - 1 czerwca w Nowym Jorku, skrzyżuje rękawice z Andym Ruizem Jr (32-1, 21 KO). Wildera za trzy dni czeka starcie z Dominikiem Breazeale'em (20-1, 18 KO). - Przecież ja już pięć raz próbowałem doprowadzić do naszego starcia, ale to oni odmawiali, nie my. Niech więc Joshua nie opowiada bajek, bo próbowaliśmy doprowadzić do walki, a on wciąż przede mną ucieka - grzmi Wilder. - Teraz jeśli ma dojść do tego pojedynku, to na naszych warunkach. Odbędzie się wtedy, kiedy my tego zechcemy, nie oni - dodaje amerykański mistrz świata. - Wiem doskonale o tym, że kibice na całym świecie bardzo chcą zobaczyć nas wspólnie w ringu, tylko dlaczego za każdym razem to ja miałbym iść na ustępstwa? Tak bardzo chcieli walczyć w Anglii. Twierdzili, że taki pojedynek może się odbyć tylko w Wielkiej Brytanii, a teraz nagle on przyjeżdża walczyć do Ameryki? To niech sobie zostaną w tej Anglii. To ja będę teraz stawiał warunki - mówi "Brązowy Bombardier". - Breazeale sprawił, że traktuję naszą walkę bardzo osobiście, a gdy tak się dzieje, chcę po prostu zranić i skrzywdzić swojego rywala. Ostatnio tak mnie wkurzył Bermane Stiverne przed rewanżem i widzieliście, co z nim zrobiłem. A uwierzcie mi, że Breazeale zaszedł mi za skórę znacznie bardziej niż Stiverne. Jestem najgroźniejszym i najmocniej bijącym pięściarzem świata i zobaczycie to wszystko w sobotę - podkreśla Wilder.