Artur Gac, Interia: Panie trenerze, jak można skomentować werdykt sędziów z Austrii, którzy dwa do remisu wypunktowali wygraną Artura Szpilki nad Siergiejem Radczenką? Zbigniew Raubo, były trener Artura Szpilki: - Werdyktów, które wzbudzały kontrowersje, było wiele. Przypominam sobie oszustwo wobec Macieja Zegana w walce z Arturem Grigorianem o mistrzostwo świata, czy Krzyśka Włodarczyka, którego oszukano w pojedynku z Pavlem Melkomianem. Do obu tych skandali doszło w Niemczech. I takie przykłady można mnożyć. Ja się śmieję, że w boksie zawodowym decyduje ten, kto płaci. Wiadomo, że to jest chamskie powiedzenie, ale taka jest prawda. Sugeruje pan, że...? - Nie, od takich sformułowań będę daleki. Jednak arbitrzy patrzą na gospodarza przychylnym okiem. Panie Arturze, a czy na galach u Sauerlanda robią inaczej? Oczywiście, że nie, można mnożyć przykłady skandalicznych werdyktów i każdy taki przypadek jest naganny, ale dziś rozmawiamy o konkretnej sprawie i nie chciałbym, abyśmy relatywizowali zdarzenia z walki wieczoru w Łomży. Wolałbym, tu i teraz, nazwać to, co w sobotnią noc stało się z werdyktem w walce Szpilka - Radczenko. Wszyscy widzieli, jaki przebieg miał ten pojedynek, transmitowany na głównej antenie TVP. - Pan, panie Arturze, zachowuje się tak, jakby pan nigdy niczego nie widział. Przeciwnie, widziałem wielokrotnie. - Czyli nic się nie zmienia... To jeszcze bardziej obrazuje tragizm tego, co się stało. Czyli co, powinniśmy przejść nad tym do porządku dziennego? - Dlaczego mamy to tępić? Wygrał Polak, wygrał nasz zawodnik, więc można rozejść się do domu. Tym razem dokumentnie się z panem nie zgadzam. - No dobra, teraz na poważnie. Przecież pan wie, jakie jest moje zdanie. Tylko, że ja się znowu obawiam jednego. Jeśli powiem publicznie, że dla mnie Artur tę walkę przegrał, to on będzie we mnie chyba już rzucał kamieniami. Dlaczego tak pan uważa? - Bo póki co, po ostatnich wypowiedziach, Artur przestał odbierać ode mnie telefon. Więc jeśli teraz powiem, że on przegrał z Ukraińcem, to Artek się na mnie obrazi. Skoro nie odbiera od pana telefonu, to prawdopodobnie już jest obrażony. Co w sumie byłoby dziwne, bo pamiętam, że koniec końców przyznał, że miał pan na jego temat dużo racji. - Takie zdanie na jego temat miało setki tysięcy ludzi, tylko nikt nie odważył się powiedzieć tego głośno. Uważam, że wiele osób ze środowiska wówczas doceniło tą pana bezkompromisowość. - Pan doskonale zdaje sobie sprawę, że mówię to wszystko z przymrużeniem oka. To mocno mnie pan uspokoił. - (śmiech) To może po kolei. Jak słuchałem, że Artur będzie coraz szybszy i lepszy, to miałem wrażenie, że tylko on pracuje i robi postępy, a inni siedzą na laurach i przestają trenować. Poza tym mówi się, że w wadze cruiser biją lżej niż w wadze ciężkiej. A ja uważam, że im mniejsza waga, tym większa dynamika uderzeń. I tak samo głowa może paść w kategorii papierowej, muszej, czy koguciej. W każdej jednej, bo po to są kategorie, żeby boksowali ze sobą zawodnicy o zbliżonych warunkach. Siła ciosu jest w zasadzie jedna, odnosząc to do gabarytów pięściarzy w poszczególnych kategoriach. Ważną rzecz pan powiedział na temat szybkości i bycia lepszym. Ja dodałbym rozpościeranie przez "Szpilę" zupełnie niebywałej aury wokół tego, że zbija wagę do limitu kategorii. Przecież mnóstwo pięściarzy regularnie schodzi z dziesięciu i więcej kilogramów i chyba nikt wokół tego nie robi takiej otoczki. - Poza tym, ile razy zostało powiedziane, że Artur po dziesięciu latach wraca do wagi junior ciężkiej? A kogo to, ku***, obchodzi? Przecież jest zawodowym bokserem i bierze za to pieniądze, więc albo boksuje albo niech idzie bawić się do piaskownicy. A jeśli teraz tłumaczy się, że zaboksował tak, jak zaboksował, bo poszedł kategorię niżej, no to po co tam się wybrał? Co ta walka, już abstrahując od koszmarnego werdyktu, powiedziała o dzisiejszym pięściarzu Arturze Szpilce? - Niech pan sobie przeczyta artykuły sprzed kilku lat, albo niech pan ponowie odsłucha moje wypowiedzi... Zatem jest tak, jak mi pan kilka lat temu powiedział, że "Artur mógł być wielki, ale staje się przeciętym bokserzyną"? - Niestety... Przecież ja mówiłem to i nazywałem rzeczy po imieniu już dawno. A dosadnie to wybrzmiało po porażce z Adamem Kownackim trzy lata temu. - Ale zacząłem to mówić jeszcze wcześniej, pięć lat temu, krótko po tym, jak zostałem trenerem kadry seniorów. Czyli już wtedy tak określił pan Artura? - Tak. Co prawda tylko świnia nie zmienia zdania, ale dzisiaj potwierdza się to, co mówiłem i nadal tak twierdzę. Teraz znów wszyscy podkreślali, że Artur dobrze wygląda, ale gdyby za wygląd przyznawali medale, to byłbym wiecznym mistrzem olimpijskim, bo przecież ja zawsze ładnie wyglądam, prawda? Tylko co z tego, choroba jasna, skoro to nie przełożyło się na tytuły? Sobotniej nocy oglądałem nie tylko Artura, ale także pojedynek Adama Kownackiego i naszej "Dżoany" (Joanny Jędrzejczyk - przyp. AG). I gdyby ktoś mi powiedział, że bohaterem zostanie Artur, to bym go uznał za idiotę. A jednak stało się, jak się stało. Artur po raz kolejny został bohaterem nocy. Panie trenerze... - Nie no, przepraszam bardzo. Kownacki przegrał, Dżoana przegrała, a kto wygrał? Artur Szpilka. Chociaż, jako pozytyw, muszę powiedzieć, że Artur chyba wiedział, co się stało, bo jego wypowiedzi w ringu już nie były takie buńczuczne. Nie odgrażał się, tylko bez przekonania powiedział, że wygrał. Później, już w rozmowie z gronem dziennikarzy "Szpila" powiedział, że poza nokdaunami, w środku ringu to chyba on cały czas prowadził i stwierdził, że wygrał więcej rund. - Słucham? Tu trzeba jednak pamiętać, że Radczenko nie głaskał, więc Artur, po paru "bombach", miał prawo mówić głupoty. Weźmy na to poprawkę. Z drugiej strony muszę przyznać, że byłem totalnie zdziwiony odważnymi komentarzami komentatorów w telewizji, którzy wprost powiedzieli, że werdykt to skandal, bo wszyscy widzieli, że Artur przegrał walkę. Szkoda, że po raz kolejny nie widzi tego sam Artur. Jednak muszę panu do czegoś się przyznać. Słucham? - Choć walka przebiegała tak, jak to wszyscy widzieliśmy, byłem pewny, że Artur ją wygra. Obstawiałem, że sędziowie ocenią ją właśnie tak, jak ocenili.