Boks. Zbigniew Raubo: Wszyscy widzieli, że Artur Szpilka przegrał z Radczenką
- Wszyscy widzieli, że Artur Szpilka przegrał tę walkę. Szkoda, że po raz kolejny nie widzi tego sam Artur. Jednak tu muszę panu do czegoś się przyznać. Choć walka przebiegała tak, jak to wszyscy widzieliśmy, byłem pewny, że Artur ją wygra. Obstawiałem, że sędziowie ocenią ją właśnie tak, jak ocenili. Nie zna pan tej zasady, obowiązującej od zawsze, że nie ważne jak, ale ma wygrać nasz zawodnik? - mówi w rozmowie z Interią, momentami nie kryjąc ironii, trener Zbigniew Raubo, były szkoleniowiec Artura Szpilki z czasów kadry narodowej. W 2005 roku doprowadził "Szpilę" do największego sukcesu w karierze amatorskiej, w postaci wicemistrzostwa Europy kadetów.

Artur Gac, Interia: Panie trenerze, jak można skomentować werdykt sędziów z Austrii, którzy dwa do remisu wypunktowali wygraną Artura Szpilki nad Siergiejem Radczenką?
Zbigniew Raubo, były trener Artura Szpilki: - Werdyktów, które wzbudzały kontrowersje, było wiele. Przypominam sobie oszustwo wobec Macieja Zegana w walce z Arturem Grigorianem o mistrzostwo świata, czy Krzyśka Włodarczyka, którego oszukano w pojedynku z Pavlem Melkomianem. Do obu tych skandali doszło w Niemczech. I takie przykłady można mnożyć. Ja się śmieję, że w boksie zawodowym decyduje ten, kto płaci. Wiadomo, że to jest chamskie powiedzenie, ale taka jest prawda.
Sugeruje pan, że...?
- Nie, od takich sformułowań będę daleki. Jednak arbitrzy patrzą na gospodarza przychylnym okiem. Panie Arturze, a czy na galach u Sauerlanda robią inaczej?
Oczywiście, że nie, można mnożyć przykłady skandalicznych werdyktów i każdy taki przypadek jest naganny, ale dziś rozmawiamy o konkretnej sprawie i nie chciałbym, abyśmy relatywizowali zdarzenia z walki wieczoru w Łomży. Wolałbym, tu i teraz, nazwać to, co w sobotnią noc stało się z werdyktem w walce Szpilka - Radczenko. Wszyscy widzieli, jaki przebieg miał ten pojedynek, transmitowany na głównej antenie TVP.
- Pan, panie Arturze, zachowuje się tak, jakby pan nigdy niczego nie widział.
Przeciwnie, widziałem wielokrotnie.
- Czyli nic się nie zmienia...
To jeszcze bardziej obrazuje tragizm tego, co się stało. Czyli co, powinniśmy przejść nad tym do porządku dziennego?
- Dlaczego mamy to tępić? Wygrał Polak, wygrał nasz zawodnik, więc można rozejść się do domu.
Tym razem dokumentnie się z panem nie zgadzam.
- No dobra, teraz na poważnie. Przecież pan wie, jakie jest moje zdanie. Tylko, że ja się znowu obawiam jednego. Jeśli powiem publicznie, że dla mnie Artur tę walkę przegrał, to on będzie we mnie chyba już rzucał kamieniami.
Boks. Szpilka pokonał Radczenkę. Galeria
W walce wieczoru podczas gali Knockout Boxing Night w Łomży Artur Szpilka (24-4, 16 KO) powinien uznać wyższość o dwa lata starszego Ukraińca Sierhija Radczenki (7-6, 2 KO), z którym jednak wygrał na punkty, ale werdykt austriackich sędziów wywołał wielkie kontrowersje. Polak był dwa razy na deskach, wytrwał i w 10. rundzie mógł położyć rywala na deski.












Dlaczego tak pan uważa?
- Bo póki co, po ostatnich wypowiedziach, Artur przestał odbierać ode mnie telefon. Więc jeśli teraz powiem, że on przegrał z Ukraińcem, to Artek się na mnie obrazi.
Skoro nie odbiera od pana telefonu, to prawdopodobnie już jest obrażony. Co w sumie byłoby dziwne, bo pamiętam, że koniec końców przyznał, że miał pan na jego temat dużo racji.
- Takie zdanie na jego temat miało setki tysięcy ludzi, tylko nikt nie odważył się powiedzieć tego głośno.
Uważam, że wiele osób ze środowiska wówczas doceniło tą pana bezkompromisowość.
- Pan doskonale zdaje sobie sprawę, że mówię to wszystko z przymrużeniem oka.
To mocno mnie pan uspokoił.
- (śmiech) To może po kolei. Jak słuchałem, że Artur będzie coraz szybszy i lepszy, to miałem wrażenie, że tylko on pracuje i robi postępy, a inni siedzą na laurach i przestają trenować. Poza tym mówi się, że w wadze cruiser biją lżej niż w wadze ciężkiej. A ja uważam, że im mniejsza waga, tym większa dynamika uderzeń. I tak samo głowa może paść w kategorii papierowej, muszej, czy koguciej. W każdej jednej, bo po to są kategorie, żeby boksowali ze sobą zawodnicy o zbliżonych warunkach. Siła ciosu jest w zasadzie jedna, odnosząc to do gabarytów pięściarzy w poszczególnych kategoriach.
Ważną rzecz pan powiedział na temat szybkości i bycia lepszym. Ja dodałbym rozpościeranie przez "Szpilę" zupełnie niebywałej aury wokół tego, że zbija wagę do limitu kategorii. Przecież mnóstwo pięściarzy regularnie schodzi z dziesięciu i więcej kilogramów i chyba nikt wokół tego nie robi takiej otoczki.
- Poza tym, ile razy zostało powiedziane, że Artur po dziesięciu latach wraca do wagi junior ciężkiej? A kogo to, ku***, obchodzi? Przecież jest zawodowym bokserem i bierze za to pieniądze, więc albo boksuje albo niech idzie bawić się do piaskownicy. A jeśli teraz tłumaczy się, że zaboksował tak, jak zaboksował, bo poszedł kategorię niżej, no to po co tam się wybrał?
Co ta walka, już abstrahując od koszmarnego werdyktu, powiedziała o dzisiejszym pięściarzu Arturze Szpilce?
- Niech pan sobie przeczyta artykuły sprzed kilku lat, albo niech pan ponowie odsłucha moje wypowiedzi...
Zatem jest tak, jak mi pan kilka lat temu powiedział, że "Artur mógł być wielki, ale staje się przeciętym bokserzyną"?
- Niestety... Przecież ja mówiłem to i nazywałem rzeczy po imieniu już dawno.
A dosadnie to wybrzmiało po porażce z Adamem Kownackim trzy lata temu.
- Ale zacząłem to mówić jeszcze wcześniej, pięć lat temu, krótko po tym, jak zostałem trenerem kadry seniorów.
Czyli już wtedy tak określił pan Artura?
- Tak. Co prawda tylko świnia nie zmienia zdania, ale dzisiaj potwierdza się to, co mówiłem i nadal tak twierdzę. Teraz znów wszyscy podkreślali, że Artur dobrze wygląda, ale gdyby za wygląd przyznawali medale, to byłbym wiecznym mistrzem olimpijskim, bo przecież ja zawsze ładnie wyglądam, prawda? Tylko co z tego, choroba jasna, skoro to nie przełożyło się na tytuły? Sobotniej nocy oglądałem nie tylko Artura, ale także pojedynek Adama Kownackiego i naszej "Dżoany" (Joanny Jędrzejczyk - przyp. AG). I gdyby ktoś mi powiedział, że bohaterem zostanie Artur, to bym go uznał za idiotę. A jednak stało się, jak się stało. Artur po raz kolejny został bohaterem nocy.
Panie trenerze...
- Nie no, przepraszam bardzo. Kownacki przegrał, Dżoana przegrała, a kto wygrał? Artur Szpilka. Chociaż, jako pozytyw, muszę powiedzieć, że Artur chyba wiedział, co się stało, bo jego wypowiedzi w ringu już nie były takie buńczuczne. Nie odgrażał się, tylko bez przekonania powiedział, że wygrał.
Później, już w rozmowie z gronem dziennikarzy "Szpila" powiedział, że poza nokdaunami, w środku ringu to chyba on cały czas prowadził i stwierdził, że wygrał więcej rund.
- Słucham? Tu trzeba jednak pamiętać, że Radczenko nie głaskał, więc Artur, po paru "bombach", miał prawo mówić głupoty. Weźmy na to poprawkę. Z drugiej strony muszę przyznać, że byłem totalnie zdziwiony odważnymi komentarzami komentatorów w telewizji, którzy wprost powiedzieli, że werdykt to skandal, bo wszyscy widzieli, że Artur przegrał walkę. Szkoda, że po raz kolejny nie widzi tego sam Artur. Jednak muszę panu do czegoś się przyznać.
Słucham?
- Choć walka przebiegała tak, jak to wszyscy widzieliśmy, byłem pewny, że Artur ją wygra. Obstawiałem, że sędziowie ocenią ją właśnie tak, jak ocenili.
Jest pan w stanie w ogóle to wytłumaczyć, jak można było wypunktować tę walkę na korzyść naszego pięściarza?
- A pan mi wytłumaczy, dlaczego Radczenko dostał ostrzeżenie od sędziego ringowego? Za co?
To jest kolejny skandal, tego chyba nikt nie wie.
- No i sam pan widzi. Panie Arturze, widocznie pan się nie zna, bo jednak się okazało, że można.
Czyli generalnie można sobie w boksie na wszystko pozwolić? Ekspertom i kibicom może się wydawać jedno, ale to sędziowie uznaniowo rozstrzygną sprawę?
- Cóż, tak było tu, w tym konkretnym przypadku. Wrócę do mojego pytania. Jak można było przerwać walkę w momencie, gdy Radczenko był w ataku? Nie było żadnej komendy, żadnego powodu, a tu nagle sędzia wkroczył i przerwał walkę, dając Ukraińcowi ostrzeżenie. Nie mam zielonego pojęcia, za co chłopak mógł dostać karę.
Może za to, że się zapomniał i był zbyt agresywny?
- Całkiem możliwe, bo to przecież miał wygrać Artur, nie? A przypomina pan sobie, jak mówiłem po walce z Kownackim, że zapomnieli powiedzieć Adamowi, że ma przegrać, bo wygrać ma Artur? Tu chyba ktoś popełnił błąd i nie poinformował Radczenki, że ma przegrać, co mogło być jakimś niedopatrzeniem. Gdy rozmawialiśmy w tamtym roku, po porażce Artura z Chisorą, to było mi go szkoda. Z Ukraińcem wprawdzie nie było jakichś wielkich "bomb", bo ciężko się nie wywracał, ale z tych wszystkich obietnic, że w kategorii cruiser będzie błyskawicą, nic się nie spełniło. Kompletnie nic. Bo jeżeli lewy sierpowy Radczenki wchodził za każdym razem, a Artur nie podnosił prawej ręki, to o czymś to świadczyło. Jednak, żeby nikt nie miał wątpliwości, nie cieszę się z tego, co się stało. A jeśli Artur nie myśli się do mnie odzywać, to niech sobie żyje po swojemu.
Wspomniał pan o rozmowie po walce z Chisorą. Wówczas odbyliśmy tylko prywatną pogawędkę, bo na początku zaznaczył pan, że nie chciałby Artka dołować. Z kolei sobotni rywal klasą nie zbliża się do Brytyjczyka.
- Jednak, powiedzmy sobie szczerze, tego należało się spodziewać. Przecież Radczenko posłał dwa razy na deski, było nie było, mistrza świata Krzyśka Głowackiego. Ten sam Radczenko demolował Adasia Balskiego. Mówiąc dzisiaj o skandalicznym werdykcie, że "Szpila" niesłusznie wygrał, mówmy wprost, że Balski z Ukraińcem też nie wygrał. Jednak Balski nie jest Szpilką i tamta sprawa nie odbiła się aż takim echem, co nie zmienia faktu, że tamtą egzekucję sędzia powinien był przerwać co najmniej z dziesięć razy. A tego nie zrobił i tylko dzięki temu wygrał Adaś. Dlatego nie dramatyzujmy, bo jeszcze nie raz takie cuda będą działy się w boksie.
Sprawa wokół werdyktu Szpilka - Radczenko jest też momentem wielkiej próby dla promotora Polaka, Andrzeja Wasilewskiego, czyli organizatora gali. Przecież nie tak dawno, bo w ubiegłym roku, wszyscy - jak jeden mąż - byliśmy zbulwersowani wydarzeniami na Łotwie, gdy w skandalicznych okolicznościach Krzysztof Głowacki przegrał z Mairisem Briedisem. Wówczas pan Andrzej, absolutnie słusznie, powziął wszystkie możliwe kroki, dochodząc sprawiedliwości i, koniec końców, strona polska odniosła sukces. Jak dziś szef KnockOut Promotions powinien zareagować po tym, co stało się na jego gali?
- Czy ja wiem? Powaga sytuacji z Briedisem była całkiem inna. Tam był ewidentny faul, ordynarny cios łokciem, po którym zresztą Krzysiek nie powinien był się podnieść. Mówiono o fair-play... Ale przecież w tamtej walce nie było takich zasad, więc nie wiem, dlaczego akurat on musiał unieść się honorem.
A ta konkretna sprawa? Widziałem, że w ringu pan Andrzej nagrodził werdykt brawami. To była postawa fair-play?
- To jeszcze nie zna pan tej zasady, obowiązującej od zawsze, że nie ważne jak, ale ma wygrać nasz zawodnik?
A ja ciągle, sporo rozmawiając z naszymi dawnymi mistrzami sportu, żyję pewnymi ideałami...
- Nic się pan nie uczy. Ja będę musiał wreszcie się zbuntować i powiedzieć: "koniec! Z panem Arturem Gacem nie rozmawiam, bo pan Artur nie wyciąga żadnych wniosków. A to, co ja mówię od lat, ma pan totalnie gdzieś". Artur Szpilka mnie nie słucha i pan Gac to samo.
Chce pan powiedzieć, że pan Gac nie przystaje do rzeczywistości?
- Kompletnie. To jeszcze raz powtórzę: nie ważne jak, ale ma wygrać nasz. Mówimy o zasadach fair-play? Jakie zasady. Tego w sporcie praktycznie nie ma już od dawna. Baron Pierre de Coubertin chyba kiedyś trochę się pomylił, gdy powiedział, że nie liczy się wynik, tylko uczestnictwo i współzawodnictwo. To oczywiście są fajne słowa, ale sport już jest w totalnie innym miejscu. Pogoń za pieniądzem i sławą odrzuca wszystkie ideały i zasady. Przecież na walkę Krzyśka z Briedisem, z racji rangi, patrzył cały świat. I nawet tego nikt się nie bał, bo przecież tam doszło do chamstwa. "Główkę" naprawdę dotkliwie skrzywdzili i oszukali. Poza tym u Krzyśka było jeszcze gorzej, bo koło nosa przeszły mu ogromne pieniądze. A Radczenko? Stracił jedną walkę i wyjechał.
Zmieńmy temat. Jak przyjął pan sensacyjną porażkę faworyta Adama Kownackiego z mającym najlepsze lata za sobą Robertem Heleniusem?
- Przede wszystkim wszyscy wokół zlekceważyli Heleniusa. Najgorsze, że łącznie z Adasiem, który uwierzył, że go efektownie skończy. I do momentu przerwania walki Kownacki wygrywał walkę, co jest bezsporne. Był znacznie lepszym zawodnikiem, ale jedna "bomba", omyłkowo zakwalifikowana przez sędziego, jako potknięcie, zmieniła wszystko. Powtórki pokazały, że był to czysty cios w punkt, na brodę. Szkoda, że sędzia nie liczył, bo z jednej strony odebrałby Adamowi punkt, ale przede wszystkim dał więcej czasu na dojście do siebie.
Słusznie, te dodatkowe sekundy, których zabrakło, mogłyby okazać się na wagę złota.
- Tym bardziej, że Helenius to nie jest kelner. W dodatku było widać, że ręce cały czas Adamowi opadały i efekt był taki, jaki widzieliśmy.
Od długiego czasu fachowcy podkreślają, że styl Adama, z jednej strony bardzo efektowny, jest też bardzo destrukcyjny dla niego samego i z "krótkim terminem ważności". Sądzi pan, że nieprawdopodobna ilość przyjętych ciosów już odłożyła się na głowie naszego pięściarza i atut w postaci odporności właśnie został mocno nadwątlony?
- Tu wróciłbym do zdania z przeszłości, które nadal jest aktualne i będzie zawsze. Dawno temu trener Feliks Stamm powiedział, a następnie wielokrotnie przypominał to Jerzy Kulej, że nie ma odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni. Słyszeliśmy to zdanie miliony razy, a czasami o nim zapominamy. Adam dostał naprawdę idealnie na brodę i było "pozamiatane". Przy tym Helenius wykazał się naprawdę wielką klasą, bo dostrzegł, że o upadku Polaka nie zadecydowało potknięcie, więc ruszył i go skończył. Tak jak do tej pory Adaś zasypywał ciosami przeciwników, tak teraz sam został zasypany przez rywala, przegrywając w taki sam sposób, w jaki on wygrywa.
Sobotnio-niedzielny "hat-trick" uzupełniła walka Joanny Jędrzejczyk w oktagonie. Polka wprawdzie przegrała, ale z trójki naszych reprezentantów pokazała się z nieporównywalnie lepszej strony. Stoczyła twardy, mocny i porywający pojedynek z Chinką Zhang Weili, która decyzją sędziów zachowała pas mistrzyni UFC.
- Uważam, że w tej walce Joaśce brakło szczęścia do przychylności sędziów. Naprawdę, gdyby sędziowie dali inny werdykt, nie byłoby żadnego skandalu. Oglądałem walkę uważnie i uważam, że w bokserskich wymianach częściej trafiała Chinka, co mogło zdecydować, że nieznacznie była górą, choć, mimo bycia mistrzynią, nie brylowała i nie zdominowała naszej zawodniczki. Ten pojedynek naprawdę toczył się na "żyletki".
Rozmawiał Artur Gac





![Co za wymiana, piłka nie chciała spaść. "Klasa siatkarska" [WIDEO]](https://i.iplsc.com/000M2RD9DN70F5FO-C401.webp)


