Jeden z najlepszych bokserów w historii Mike Tyson przyjechał do Warszawy. Odwiedził Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Polin. Spotkał się też z dziennikarzami. Na konferencji i w kuluarowych rozmowach mówił dużo i bez ogródek, w jego słowniku delikatne przekleństwa są na porządku dziennym. Czemu się jednak dziwić? Wychowany w jednej z najbardziej niebezpiecznych dzielnic Nowego Jorku, bez ojca, przeżył pewnie tylko dlatego, że nauczył się walczyć. Ta umiejętność doprowadziła go do pięściarskiego Hall of Fame. Pierwszy tytuł zdobył w wieku zaledwie 20 lat i czterech miesięcy. Później był mistrzem świata najważniejszych federacji bokserskich - WBA, WBO, IBF. Nie rodzimy się po to, żeby walczyć "Żelazny Mike" najwięcej zawdzięcza swojemu trenerowi Cusowi D’Amato. Podkreślał to podczas wizyty w Polsce. - Przyszedłem z ulicy, brakowało mi pewności siebie. Nie miałem nawet marzeń, żeby walczyć, żeby rywalizować, ale Cus powiedział mi co to jest rywalizacja, co to jest walka, co to jest duma, co to godność. Musiałem i chciałem postępować zgodnie z jego zasadami. Był dla mnie jak ojciec, bo ja nie miałem biologicznego ojca. To on pokazał mi drogę życia. Pokazał drogę, która dała mi wewnętrzną siłę, by walczyć - powiedział Tyson w niezwykle emocjonalnym wystąpieniu o legendarnym szkoleniowcu. Tyson nie zagłębiał się w szczegóły swojej kariery. Nie drążył tematu, z której walki jest najbardziej zadowolony, co poszło nie tak. Skupiał się raczej na filozofii boksu i treningu. Mimo że był obdarzony niepospolitym talentem przekonuje, że bez ciężkiej pracy nie doszedłby do tytułów mistrzowskich. - Aby wygrywać niezbędne jest odrzucenie wszystkiego, poświęcenie się absolutnie sportowi. Dzięki temu możemy być lepszym. Sport musi być twoją dziewczyną, twoją żoną. Nie możesz go oszukiwać, nie możesz go zdradzać - przekonywał. Boks utrzymuje cię w strachu Taki sport jak boks nawet dla chłopca z ulicy rodzi trudne pytania. Walka na ringu, groźba nokautu, potrzeba wyeliminowania przeciwnika, żeby nie zrobił ci krzywdy, nie jest łatwą sztuką. - Proszę sobie wyobrazić wejście na ring, na walkę z człowiekiem, którego nie znamy i nie mamy prawa nie lubić. To nie jest do końca naturalne. Trzeba budować w sobie jakąś dyscyplinę, żeby zacząć walczyć w ringu. Nie rodzimy się po to, żeby walczyć. Musimy wytworzyć sobie wściekłość, żeby tych ludzi zniszczyć. To nie jest łatwe - opowiadał. - Boks trzyma cię w ciągłym strachu. Trzeba być szaleńcem, żeby nie bać się przed walką. Dziś mówię - nie lubię tego sportu - dodał. Stawia na Joshuę Ale o pięściarstwie nadal mówi. Tyson co prawda nie odróżnił Krzysztofa Głowackiego od Adama Kownackiego, ale interesuje się najważniejszymi wydarzeniami współczesnego boksu. Na pytanie, kto jest dziś najlepszym zawodnikiem wagi ciężkiej nie potrafił odpowiedzieć. - W tej chwili to dosyć otwarta kategoria. Wiele może się w niej zdarzyć - stwierdził. Wspominał o Anthony Joshui, który sensacyjnie przegrał ostatnią walkę z Andy Ruizem Jr. - Joshua popełnił duży błąd. Każdy popełnia błędy, ale on popełnił błąd na ringu. Wierzę w jego wielki powrót. W kolejnej walce będzie lepszy. Stawiam na niego - zapowiedział Tyson. Chciałbym, żeby zło zniknęło na zawsze Amerykański bokser po zakończeniu kariery miał przez wiele lat same problemy. Kosztowny rozwód, bankructwo, uzależnienia wpędziły go w problemy psychiczne. - Chciałbym, żeby to co złe, zniknęło już na zawsze - powiedział. - Miałem wspaniałego mentora, który nauczył mnie, że nie można się poddawać. Dzięki temu, że znajdujemy siły do życia, możemy coś nowego zrobić. I tak staram się żyć - dodał. Tyson dziś nadal hoduje gołębie. - To moja pasa od dzieciństwa - opowiadał. Jest weganinem. Interesuje się historią. Stara się angażować w akcje społeczne. Na boks patrzy trochę z boku. Nie zamierza zostać trenerem. Dlaczego? - Trener to jest coś niesamowicie rzadkiego. Wymaga specjalnych kompetencji. Jest jak magia - tłumaczył. "Żelazny Mike" jeździ więc po świecie i opowiada o o boksie bez którego byłby nikim. Olgierd Kwiatkowski