"Potem walczył z McCallem. Dziadek ma przecież ze 150 lat. Znamy go z faktu, że kiedyś znokautował Lennoxa Lewisa, lecz wtedy jeszcze dinozaury biegały. Ze mną też się męczył, a ja nie walczyłem sześć lat" - dodał Binkowski.Były ćwierćfinalista olimpijski z Sydney (2000) ma paszport kanadyjski, ale czuje się Polakiem. Pojedynek w Wieliczce był dla niego dopiero drugim występem w Polsce. Po ośmiu rundach przegrał jednogłośnie na punkty z faworyzowanym Zimnochem (17-0-1, 11 KO), jednak pozostawił po sobie dobre wrażenie."Po ostatnim gongu podnoszą rękę Zimnochowi. Tylko skoro on jest podobno najlepszy w Polsce, to czemu wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować? Jest Polakiem, więc mu kibicuję, ale tak obiektywnie nie osiągnie wielkich sukcesów. Być może za długo pozostawał w karierze amatorskiej. Nie ma też siły ciosu i nie potrafi "zajechać" rywala kondycyjnie. Na tym etapie kariery Krzysiek nie powinien się męczyć z takim Malujdą, McCallem czy ze mną. Gdyby w Wieliczce z Zimnochem spotkał się młodszy Binkowski, wszystko wyglądałoby inaczej - zapewnia urodzony w Bielawie pod Wrocławiem, doświadczony pięściarz. Artur chciałby jeszcze dostać swoją szansę zaboksowania w ojczyźnie, czego specjalnie nie ukrywa."Podziękowania dla Tomka Babilońskiego za to, że się odezwał i dał mi szansę. Nie wiem co myślał na mój temat, ale pewnie był przekonany, że Zimnochowi pójdzie dużo łatwiej. Moim zdaniem byłem blisko wygranej przez nokaut i dlatego w ósmej rundzie zmieniłem swój styl i postawiłem na show. Nie lubię pozostawiać decyzji sędziom. Opuściłem ręce i powiedziałem "Choć, pokaż jaki jesteś twardy". Niestety Zimnoch nie przyjął tego zaproszenia. On chce być numerem jeden w Polsce, jednak w walce ze mną na pewno tego nie udowodnił" - zakończył Binkowski.