Nie ma Wisły bez kolców
Najpiękniejsza nawet róża musi mieć kolce. Nie inaczej jest z Wisłą Kraków. Hegemonem ostatnich miesięcy w Orange Ekstraklasie.

tego, najczęściej styl gry wiślaków był porywający, ataki zapierały dech w piersiach. Czapki z głów przed Maciejem Skorżą i jego chłopakami. W tej beczce miodu jest też łyżka dziegciu.
Największy przedsezonowy transfer Wisły - Tomasz Jirsak, czyli 600 tys. euro na dwóch nogach cofa się w rozwoju. Z pozoru grał niemało - zaistniał w protokołach meczowych z czternastu meczów. Jaki na szesnaście rozegranych to niemało. Sęk w tym, że tylko jeden mecz ligowy zaliczył blondwłosy Czech w pełnym wymiarze. Pozostałe to ogony, czyli w sumie ledwie 275 minut! Czy dzisiaj Tomasz jest lepszym piłkarzem, niż pół roku temu, gdy był liderem drugiej linii FK Teplice? Wątpię. Sądzę, że sam Jirsak też ma takie obawy.
Jasne - nie pora ścinać głowy pieczętujących ten transfer trenera, czy dyrektora sportowego Jacka Bednarza. W sporcie, a szczególnie w piłce nożnej fortuna kołem się toczy. Wczoraj większość fachowców naśmiewała się z Wisły, że wyłożyła niemało na trzecioligowca Rafała Boguskiego. Dziś tłum krytyków zamienił się w równie gęsty zwolenników.
Od początku krzywo patrzyłem na transfer Piotra Ćwielonga z Ruchu. Trudno było nie mieć obaw, że powtórzy się historia z Aleksandrem Kwiekiem, którego za czasów Henryka Kasperczaka sprowadzono do Krakowa. Okrzyknięto nowym Mirosławem Szymkowiakiem i ... posadzono na ławce rezerwowych. Na dwie rundy. Gdzie dzisiaj jest Olek? Jak się tuła po różnej maści klubach?
Sami sprawdźcie (dla leniwych: trochę pobiegał za piłką w Koronie, trochę mniej w Górniku
Łęczna, a ostatnio w kratkę mu się wiedzie w Jagiellonii). Niezaprzeczalne jest jedno: w momencie transferu do Wisły był reprezentantem młodzieżówki. Na pewno utalentowanym graczem, który w kluczowym momencie został przywiązany do ławy rezerwowych, bo w Wiśle byli lepsi.
Wracając do Ćwielonga - 21-latek w I lidze zaliczył pięć niepełnych meczów (179 minut). Od występów w Młodej Ekstraklasie wolałby na pewno walkę z Ruchem Chorzów o przetrwanie w ekstraklasie.
Nie podobało mi się też, jak Wisła postąpiła z Adamem Kokoszką. Pół roku temu "Kokos" miał
znacznie bliżej do dorosłej piłki, niż teraz. Dobijało się o niego Zagłębie Lubin, chcące wzmocnić defensywę przed walką o mistrzostwo Polski. "Biała Gwiazda" zachowała się jak pies ogrodnika. Sama z Adama nie skorzystała, ale Zagłębiu go nie dała. Argument "nie chcieliśmy wzmacniać konkurenta do walki o mistrzostwo" nie broni się. Można było przecież zastrzec klauzulę, że wypożyczony do Lubina Kokoszka (o sprzedaży utalentowanego obrońcy nie mogło być mowy) nie gra w meczach przeciwko Wiśle. Tak się jednak nie stało. Efekt? Adam wynudził się setnie na ławce - sezon zainaugurował dopiero wtedy, gdy spadł śnieg - w ostatnim meczu z Zagłębiem Lubin zaliczył niepełne pół godziny.
Zwycięzców się nie sądzi, ale chciałbym, by działacze Wisły nie wytrącali sobie sami argumentów potrzebnych do przekonania właściciela Bogusława Cupiała do wzmocnień składu.
Teraz na pewno słyszą: "Po co mamy kupować następnych, jak kupiliśmy Jirsaka, a on siedzi w rezerwie"?
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje