Brak działaczy nas nie zbawi
Nie uleczymy sportu zmieniając zarządy związków i usuwając z nich działaczy społecznych - uważa wiceprezes i sekretarz generalny Polskiego Związku Piłki Siatkowej Bogusław Adamski. Jego zdaniem hasła o konieczności wymiany ludzi mają tylko odwrócić uwagę od prawdziwych problemów sportu.

Trzeba szukać przyczyn źródłowych słabości naszego sportu. Może ktoś w ministerstwie odpowie na pytanie, dlaczego w Polsce szkolne sale sportowe są po południu puste? Dlaczego trenerzy pracujący z młodzieżą mogą liczyć na pensję w wysokości ok. 350-500 zł? Dlaczego buduje się obiekty sportowe nie zapewniając środków na ich utrzymanie? Co zrobiono, by naprawić błąd, jakim była likwidacja specjalizacji na studiach AWF?
To są konkretne problemy, którymi należy się zająć, bo sportu nie uleczymy odsuwając od niego działaczy społecznych. Nawet jeżeli zastąpią ich wykwalifikowani menedżerowi, to nic nie zrobią bez odpowiedniego zaplecza. A takiego w Polsce nie ma. Trzeba też pamiętać, że nawet najlepszy menedżer nie wychowa reprezentanta kraju - powiedział PAP Adamski.
Jego zdaniem tylko systematyczna praca z młodzieżą może doprowadzić do poprawy wyników sportowych poszczególnych reprezentacji.
- Nie uda się jednak tego zrobić bez rozwiązań systemowych. Sport nie może być zostawiony sam sobie, zwłaszcza na najniższym poziomie. Na całym świecie buduje się piramidy, których podstawą jest młodzież, a wierzchołkiem profesjonaliści. Dzieci i młodzież muszą mieć dostęp do obiektów sportowych, samorządy muszą mieć środki na utrzymanie tych obiektów i opłacenie trenerów. Jeżeli nie znajdą się na to pieniądze, to możemy zapomnieć o sukcesach na międzynarodowych arenach - ocenił Adamski.
Dodał, że trzeba stworzyć takie warunki, by 60-80 procent absolwentów AWF pracowała w zawodzie. - Wiele osób uważa, że studia na AWF to najłatwiejszy sposób na uzyskanie wyższego wykształcenia. Robią dyplom i odchodzą do innych, lepiej płatnych zawodów. Trzeba też wrócić do specjalizacji na AWF. Swego czasu komuś nabito kasę likwidując specjalizacje. Zamiast nich organizowane są teraz kursy trenerskie, za które trzeba płacić po ok. 10 tys. zł. Ktoś na tym zarabia, a sport traci - powiedział Adamski.
Kolejnym problemem na jaki zwrócił uwagę jest ogromna biurokracja, rozpoczynająca się w Ministerstwie Sportu i Turystyki.
- Do przesunięcia o jeden dzień terminu zgrupowania reprezentacji związek musi wypełnić kilka dokumentów i przesłać do ministerstwa aneks do umowy. W ciągu roku podobnych aneksów sporządzamy ok. 70. To jakiś absurd - mówił sekretarz generalny PZPS.
Podkreślił, że choć od zakończenia igrzysk w Pekinie trwa medialna debata na temat konieczności zmian w związkach, to do tej pory nikt z ministerstwa nie złożył PZPS nawet propozycji rozmowy na ten temat.
- Od takiego spotkania z przedstawicielami wszystkich związków powinno się rozpocząć odbudowę polskiego sportu. Na pewno trzeba odsuwać od pracy w sporcie osoby niekompetentne i my staramy się to robić. W PZPS już kilka lat temu doszło do ogromnych zmian strukturalnych. Według naszej oceny działamy w tej chwili na tyle profesjonalnie, na ile pozwala nasza rzeczywistość. Pewnych barier jednak nie przeskoczymy - stwierdził Adamski.
Dodał, że na kolejnej olimpiadzie polscy reprezentanci wypadną podobnie jak w Pekinie.
"Nie ma się co łudzić, że za cztery lata w Londynie zdobędziemy 20-30 medali. Jeżeli będzie ich 2-3 więcej niż w Pekinie, to trzeba będzie się z tego cieszyć. Jeżeli jednak nie rozpoczniemy systematycznej pracy z młodzieżą, to medali będzie coraz mniej. Nie można oczekiwać sukcesów, gdy na sport wydaje się tyle, ile kosztuje dobry samolot - podkreślił wiceprezes PZPS
INTERIA.PL/PAP
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje