Dla Aforti Startu Gniezno dzisiejsze spotkanie było meczem o wszystko. A może nawet o jeszcze więcej. Jeśli przegraliby na swoim torze ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk, to marzenia o utrzymaniu musieliby wyrzucić do śmieci. Na ich korzyść działała sytuacja kadrowa rywali, którzy do pierwszej stolicy Polski przyjechali osłabieni brakiem kontuzjowanego Jakuba Jamroga. Ku zaskoczeniu wielu ekspertów, do spotkania zdołał przygotować się niedostępny wcześniej Wiktor Trofimow. Spotkanie rozpoczęło się po myśli miejscowych kibiców, którzy dawno nie oglądali tak efektownego startu zawodów. Mimo niezwykle twardej nawierzchni żużlowcy tasowali się niczym karty podczas pokerowej partii w Las Vegas. Po czterech wyścigach na tablicy wyników widniała 4-punktowa przewaga gospodarzy, która mogłaby być jeszcze wyższa, gdyby nie pech Antonio Lindbaecka, któremu motocykl odmówił posłuszeństwa na ostatnim okrążeniu, gdy Szwed wiózł drugą pozycję. Szczęście nie sprzyjało im zbyt długo. Adrian Gala i Rasmus Jensen w piątym biegu odrobili straty, a już 2 wyścigi później kolejny defekt Lindbaecka pozwolił Wybrzeżu wyjść na prowadzenie, które później już tylko powiększano. - Ewidentnie nie mamy tego wygrać - powtarzali sobie kibice na trybunach. Fenomemalne trio liderów tworzone przez Gałę, Jensena i Timo Lahtiego nie pozwalała Startowi nawiązać równej walki. Przed trzynastym biegiem goście prowadzili już ośmioma punktami, ale wówczas doszło do zatrważającego karambolu. Gnieźnianom przed oczami stanęła kontuzja Jarosława Hampela sprzed 7 lat. Adrian Gała wpadł pod dmuchaną bandę uniesioną przez jego samowolnie jadący motocykl. Reprezentujący Wybrzeże wychowanek Startu został zapakowany na noszach do karetki przy akompaniamencie trybun skandujących jego nazwisko. Powtórkę tej gonitwy wygrali 4:2 gospodarze przedłużając jeszcze na chwilę swój sen o zwycięstwie. Niestety dla nich, nie trwał on długo. W czternastym biegu zawodów zapunktował nawet Piotr Gryszpiński, co ostatecznie pogrążyło Start, który summa Summarum zakończył mecz ośmiopunktową porażką. Taki wynik cieszy zwłaszcza rybniczan mogących nieco odetchnąć w trudnej walce o utrzymanie. Ich rywal sam zadał sobie poważny cios. Jesteśmy o krok od ponownego znalezienia się ekipy z pierwszej stolicy Polski w najniższej klasie rozgrywkowej.