90 lat temu zmarł Jack Bishop. Miał wówczas 24 lata. Fani i przyjaciele zrobili zbiórkę, żeby prochy sportowca mogły zostać pochowane nie tylko na cmentarzu w Drayton w Anglii, ale i też w odległym australijskim Toowoomba. Jack Bishop "królem toru w Exeter" Bishop był pionierem wyścigów żużlowych w Anglii i w Australii. Do Londynu przyjechał w wieku 19 lat i bardzo szybko zdobył sobie znaczącą pozycję. Kontrakt gwarantował mu 5 funtów tygodniowo i podróże do kraju pierwszą klasą. Kiedy 9 maja 1928 roku płynący z Brisbane statek Oronsay dotarł do Londynu, Jack miał 19 lat i mówił o sobie: profesjonalny motocyklista. Ścigał się na torach w White City i Crystal Palace. Wciąż padało, więc tory były błotniste i bardzo niebezpieczne. O wypadek było nietrudno. Po jednej z pierwszych kraks doznał wstrząsu mózgu. W lipcu zaliczył dwie kolejne poważne kontuzje, które odbiły się na jego formie i zdrowiu. Oczywiście kolejne wyścigi przynosiły mu nie tylko ból, ale i coraz większą sławę. Na mecze potrafiło przyjść nawet i 25 tysięcy widzów, sport żużlowy stawał się coraz bardziej popularny. O Bishopie mówiono: "król toru w Exeter". Miał nawet własną kartę papierosową w serii "Famous Dirt Track Riders". W tamtym czasie były one swego rodzaju miernikiem wartości zawodnika. A Bishop słynął z odwagi. Bił też rekordy. Dwie wersje jego śmierci Na początku Bishop nie miał dobrego sprzętu. Dopiero w 1930 roku kupił w Brisbane bardziej wyrafinowany motocykl. Ścigał się nie tylko w Anglii, ale i też w Australii i Nowej Zelandii. Niestety kolejne kontuzje odciskały na nim coraz większe piętno. W 1931 miał wypadek w Nowej Zelandii. Było z nim naprawdę krucho. Jednak wrócił, a w 1932 ponownie popłynął do Anglii. I w tym miejscu mamy dwie różne wersje tego, co działo się z nim dalej. Według jednej z relacji mediów Jack zachorował w trakcie podróży i lekarze nie mogli mu pomóc. Druga z relacji opowiada o tym, że już nie był tak dobry, jak wcześniej, że zarabiał grosze. To właśnie wtedy miał nie dojadać i przestać dbać o siebie. W Londynie był sam, a wszystkie zarobione pieniądze wysyłał do żony, która została w Australii i dzieci. Zmarł 20 marca 1933 roku na gruźlicę. Niedługo potem zmarła jego córeczka Jego pogrzeb, choć jego sława nieco przygasła, był wielkim wydarzeniem. Mówiono, że to był pierwszy pogrzeb motocyklisty na świecie. Urna z jego prochami spoczywała w dębowej trumnie, a na czele konduktu jechał jego przyjaciel Cyril Anderson. Z Bishopem związana jest jeszcze jedna tragiczna historia. Kilka miesięcy po śmierci Jacka zmarła też jego córeczka Patricia. Miała zapalenie opon mózgowych i niewydolność serca. Gdy Lillian, żona Jacka, wróciła we wrześniu 1933 do Anglii, to był z nią tylko 3-letni syn Daniel. Zobacz również: To pokazał czeski model. Boniek będzie bił mu brawo?