Hans Nielsen do Motoru Lublin (1990) Zdarzenie, które plasujemy tak nisko tylko ze względu na to, że nie jesteśmy do końca pewni czy transferem nazwać można kontrakt z facetem nieposiadającym wcześniej klubu w lidze polskiej. Co tam się działo! Polscy kibice nie byli jeszcze przyzwyczajeni do wielu zagranicznych gwiazd w naszych drużynach, a obecność 3-krotnego mistrza świata brzmiała już praktycznie jak żart (co składało się w o tyle logiczną całość, że jego debiut przypadał na 1 kwietnia). Przyjazd na stadion w eskorcie milicji, kilkudziesięciotysięczny tłum witający Duńczyka niczym papieża. Na takie przyjęcie w Lublinie nie może liczyć chyba nawet Zmarzlik. Grigorij Łaguta z ROW-u Rybnik do Motoru Lublin (2019) Największe zaskoczenie transferowe ostatnich lat. Łaguta będąc zawodnikiem ROW-u został zdyskwalifikowany przez komisję antydopingową po wykryciu w jego krwi zakazanego środka zwanego "meldonium". Rosjanin udał się na przymusowy urlop, rybniczanie spadli z PGE Ekstraligi, a ich prezes Krzysztof Mrozek udał się na krucjatę do sądów i medialnych redakcji. Działacz bronił swojego pupila jak lew - sam zażył nawet meldonium, by udowodnić opinii publicznej, że nie może ono wpłynąć na dyspozycję żużlowca. Problemy zaczęły się po zakończeniu okresu zawieszenia Rosjanina. Łaguta zawarł z Mrozkiem dżentelmeńską umowę, w myśl której miał powrócić do składu ROW-u tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Jakież było zaskoczenie środowiska, gdy w lutym Internet obiegły zdjęcia zdyskwalifikowanego zawodnika ściskającego rękę Jakuba Kępy, prezesa Motoru. Żużlowiec tłumaczył się, że w Rybniku zaoferowano mu groszową stawkę, zaś Krzysztof Mrozek omal nie wywołał skandalu dyplomatycznego nazywając byłego ulubieńca "perfidną, ruską świnią". Tomasz Bajerski z Apatora Toruń do Pergo Gorzów (1997) Po finale DMP w 1996 roku Toruń trząsł się od złości. Szukano winnych utraty mistrzostwa, które przed ostatnim dwumeczem kibice Aniołów przypisywali sobie w ciemno. Najwięcej pretensji skierowanych było do Jacka Krzyżaniaka, którego podejrzewano o sprzedanie meczu. W gronie najbardziej go obwiniających wyróżniał się Tomasz Bajerski - wychowanek, lider i ulubieniec kibiców z Broniewskiego uznawany wówczas w Polsce za materiał na młodszy odpowiednik Tomasza Golloba. - Albo Krzyżaniak, albo ja - miał powiedzieć działaczom. W Apatorze nikomu nie uśmiechała się strata którejkolwiek z dwóch gwiazd. Bajerskiego co prawda wystawiono za jego prośbą na listę transferową, ale z bardzo wygórowaną kwotą odstępnego. Nie ma chętnych, nie ma tematu, wracaj do jazdy - tak próbowano rozwiązać konflikt z wychowankiem. Nikt nie spodziewał się tego, że gorzowskie Pergo będzie gotów wyłożyć za obiecującego żużlowca aż 600 tysięcy złotych. Miejska legenda głosi, że prezes Apatora zemdlał z wrażenia, gdy do biur na Broniewskiego wpłynęła oficjalna oferta. Tomasz Gollob ze Stali Gorzów do Unibaksu Toruń (2013) Tomasz Gollob miał 42 lata, era jego panowania w polskim żużlu powoli zmierzała ku końcowi, ale tym transferem znów trafił na rozkładówki wszystkich polskich gazet. Nie ma czym się dziwić, Gollob choć odszedł z Polonii dekadę wcześniej, to po dziś dzień jest przez kibiców kojarzony jako "tyfus" - rodowity bydgoszczanin. Opuszczając macierzysty klub zapewniał zresztą jego kibiców, że "do Torunia nie pójdzie nigdy". Tylko krowa nie zmienia poglądów. Tylko głupiec nie siadłby do stołu z Romanem Karkosikiem. Milioner marzył o stworzeniu w Toruniu dream teamu, najlepszej drużyny w historii. Jego rządy na Motoarenie zakończyły się jednak nie legendarnym sukcesem, a ogromnym skandalem po nieodbytym finale Ekstraligi w Zielonej Górze. Preludium kontrowersji usłyszano już podczas okienka transferowego. "Golloba i złoto kupicie - nas na meczu nie zobaczycie" śpiewali kibice pod oknami biura, w którym mistrz świata podpisywał kontrakt. Pod bydgoskim domem Gollobów ktoś zapalił znicze. Ten transfer był symbolem nowoczesnego żużla - rynek zawodników nigdy nie był już taki sam. Florian Kapała z Kolejarza Rawicz do Stali Rzeszów (1957) Pod koniec sezonu 1957 w Rzeszowie zaprezentowano nowy model żużlowego silnika. Na bazie tego sukcesu postanowiono stworzyć na Podkarpaciu drużynę na miarę złota Drużynowych Mistrzostw Polski. W tym celu postanowiono skusić jedną z największych ówczesnych gwiazd, Floriana Kapałę z Kolejarza Rawicz. W małym miasteczku stworzył on zespół na miarę ligowego brązu i srebra. To wyjaśnia dlaczego w Wielkopolsce zawrzało. - Co piszą nasi informatorzy? Że darmowy transport mebli, luksusowe mieszkanie - to zresztą zgodne z przepisami, że pensja 7 tysięcy złotych miesięcznie. Na tym nie koniec, bo jeszcze szczęśliwy Florian Kapała ma otrzymać wymarzonego moskwicza, żeby sobie nóżąt nie utrudził - szydził z mistrza "Kurier Sportowy". Jego znacznie mniej liczni obrońcy wspominali co prawda o studiach inżynierskich i pracy w fabryce w WSK na których bardzo Kapale zależało, ale zostali zakrzyczani przez tłum osób, które dziś nazwane by pewnie zostały "hejterami". Kolejarz nie tylko nie udzielił Kapale zwolnienia, ale i zdyskwalifikował go na 2 lata. Ostatecznie centrala uchyliła tę decyzję, a zawodnik trafił do Stali, z którą 5 lat później zdobył złoto. Zenon Plech ze Stali Gorzów do Wybrzeża Gdańsk (1977) Gdyby ktoś chciał wydobyć z PRL-owskiego żużla esencję tamtej epoki, to powinien sięgnąć właśnie po ten transfer. Czego tam nie było? Najpierw zakaz wyjazdu na zachód, później lokalne animozje między pomniejszymi działaczami. Gwiazda światowego formatu chciała wynieść się z Gorzowa, ale miejscowi włodarze nie chcieli mu tego umożliwić. Na ratunek przybyli nadmorscy włodarze Wybrzeża, którzy najpierw załatwili Plechowi powołanie do wojska, a potem mocno wpłynęli na to, by na miejsce służby wyznaczono mu właśnie Gdańsk. Przypomnijmy, że mowa o człowieku, który przed pojawieniem się Golloba uchodził za najlepszego żużlowca w historii kraju. Bartosz Zmarzlik do Motoru Lublin (2022) Transfer, który jeszcze nie został z Biedronki, ale już wywołał skrajne emocje. Zmarzlik już teraz jest najlepszym polskim żużlowcem w historii, a teraz zostanie także najbardziej sowicie opłacanym. Przy Alejach Zygmuntowskich ma otrzymywać za rok nawet 6 milionów złotych, ale w oficjalnym oświadczeniu zapewnił, że to nie pieniądze zdecydowały o jego przenosinach. Kibice Stali nie wierzą w takie wymówki i mają mu sporo za złe, ale nie sposób nie zauważyć, że na wschodzie Polski rośnie właśnie największa potęga ligi. Tony Rickardsson i bracia Gollobowie do Unii Tarnów (2004) Zimą 2003 Grzegorz Ślak, prezes Rafinerii Trzebinia przyszedł na spotkanie do Szczepana Bukowskiego, szefa Unii Tarnów. Jaskółki dopiero leczyły kaca po awansie do Ekstraligi. Sponsor - namówiony do wsparcia klubu przez posła Krzysztofa Janika - zapytał jakich zawodników chciałby pozyskać przed pierwszym sezonem w elicie. Działacz zażartował, że Rickardssona i Golloba. Ślak wyciągnął telefon i ściągnął obu. Rickardsson nie miał jeszcze żadnego tytułu mistrza świata, ale już wówczas uchodził za materiał na najlepszego zawodnika w historii dyscypliny. Sam jego transfer wydawał się nierealny, ale Tomasz Gollob? To już science fiction. Przez lata próbowało go z Bydgoszczy wyciągnąć wielu, udało się to tylko skromnemu beniaminkowi spod Krakowa. Rok później byli już wicemistrzami, a dwa lata później mistrzami kraju. W 1994 Rickardsson sięgnął po pierwsze z sześciu złot IMŚ.