Bohater tego tekstu nigdy nie był typowym żużlowym brylantem, który zachwycał od pierwszych chwil na torze. Miał we Włókniarzu sporą konkurencję, bo przecież był przede wszystkim jeden z bardziej wówczas obiecujących polskich juniorów - Artur Czaja. Coraz lepiej radził sobie także Hubert Łęgowik, a do składu pukał już młodszy o dwa lata od Malczewskiego, Oskar Polis. Stąd też występy ligowe Malczewskiego były bardzo nieregularne. W latach 2012-2013 wystąpił łącznie jedynie w 22 biegach, z których żadnego nie wygrał. Ani razu też nie był drugi. Nieco lepiej radził sobie rok później, bo zdarzało mu się zwyciężać w wyścigach, a przede wszystkim jeździł systematycznie. Prawdopodobnie efekt dało wypożyczenie do Opola, dzięki któremu zawodnik nabrał pewności siebie. Grobelski omal go nie zabił W 2015 roku w Krakowie Rafał Malczewski miał bardzo groźny upadek, który spowodował Szymon Grobelski. Całe zdarzenie wyglądało paskudnie, motocykle i uczestnicy zajścia lądowali za bandą. Wielu myślało, że to skończy się tragicznie. Jakimś cudem obaj wyszli z tego bez większego uszczerbku na zdrowiu, ale Malczewski nie omieszkał w mocnych słowach ocenić postawy nierozważnego rywala. - Taki ktoś nie powinien jeździć na żużlu. Ewidentnie widać, że Szymon nie myśli na torze, jak i poza nim. W czwartek się dowiedziałem, że podczas jednego z treningów Orła Łódź w Częstochowie wpadł w parku maszyn na Przemka Portasa i prawie się przewrócili. Jeżeli on w parku maszyn nie umie jeździć motocyklem, to co dopiero na torze. To nie moja sprawa, ale niech trener Kędziora weźmie go na rozmowę, bo może się to skończyć tragicznie - mówił dla WP. Koniec wieku juniora końcem kariery Malczewski po sezonie 2015 zakończył okres młodzieżowca i wszedł w bardzo newralgiczny dla wielu moment. Duże grono żużlowców na tym etapie odpada z walki o swoją sportową przyszłość i nie jest w stanie znaleźć sobie klubu. Taki los podzielił również właśnie wychowanek Włókniarza. Jak sam mówił dla Przeglądu Sportowego, największym problemem były pieniądze, a konkretnie oczywiście ich brak. - Do pewnego momentu wszystko szło dobrze. Potem musiałem pójść do normalnej pracy i zabrakło czasu na treningi. Nie było mnie też stać na zakup sprzętu. Nie dysponuję grubym portfelem, a sponsorów nie miałem za dużo. Do tego klub z Ostrowa zalegał mi pieniądze, a po sezonie 2015 połączono pierwszą i drugą ligę. Nie ułatwiło mi to poszukiwań klubu, w którym mógłbym startować. Jeździł na wyjazdy z kibicami Malczewski po zakończeniu kariery nie odsunął się od żużla. Nadal interesował się tym sportem i nie umiał bez niego funkcjonować. Gdy dysponował wolnym czasem, jeździł z kibicami Włókniarza na wyjazdy zorganizowane. Był tam bardzo lubiany, bo nawet w trakcie żużlowej kariery przypominał, że to właśnie z tego środowiska się wywodzi. Malczewski zresztą nie ograniczał się tylko do samego wyjazdu. Potrafił wejść z kibicami na trybunuy i dopingować zespół, w którym przed chwilą przecież jeszcze jeździł. Takich żużlowców w historii nie było wielu.