Kibol, który został żużlowcem
W niedzielę 28. urodziny obchodzi Rafał Malczewski. Były żużlowiec jeździł krótko, ale został zapamiętany przez wielu kibiców, nie tylko tych z Częstochowy. Miał bowiem z nimi bardzo dobry kontakt, niejako wywodząc się z tego środowiska. Malczewski potrafił też w ostry sposób skrytykować jazdę rywala, przez którego omal nie odniósł poważnej kontuzji.

Bohater tego tekstu nigdy nie był typowym żużlowym brylantem, który zachwycał od pierwszych chwil na torze. Miał we Włókniarzu sporą konkurencję, bo przecież był przede wszystkim jeden z bardziej wówczas obiecujących polskich juniorów - Artur Czaja. Coraz lepiej radził sobie także Hubert Łęgowik, a do składu pukał już młodszy o dwa lata od Malczewskiego, Oskar Polis. Stąd też występy ligowe Malczewskiego były bardzo nieregularne.
W latach 2012-2013 wystąpił łącznie jedynie w 22 biegach, z których żadnego nie wygrał. Ani razu też nie był drugi. Nieco lepiej radził sobie rok później, bo zdarzało mu się zwyciężać w wyścigach, a przede wszystkim jeździł systematycznie. Prawdopodobnie efekt dało wypożyczenie do Opola, dzięki któremu zawodnik nabrał pewności siebie.
Grobelski omal go nie zabił
W 2015 roku w Krakowie Rafał Malczewski miał bardzo groźny upadek, który spowodował Szymon Grobelski. Całe zdarzenie wyglądało paskudnie, motocykle i uczestnicy zajścia lądowali za bandą. Wielu myślało, że to skończy się tragicznie. Jakimś cudem obaj wyszli z tego bez większego uszczerbku na zdrowiu, ale Malczewski nie omieszkał w mocnych słowach ocenić postawy nierozważnego rywala.
- Taki ktoś nie powinien jeździć na żużlu. Ewidentnie widać, że Szymon nie myśli na torze, jak i poza nim. W czwartek się dowiedziałem, że podczas jednego z treningów Orła Łódź w Częstochowie wpadł w parku maszyn na Przemka Portasa i prawie się przewrócili. Jeżeli on w parku maszyn nie umie jeździć motocyklem, to co dopiero na torze. To nie moja sprawa, ale niech trener Kędziora weźmie go na rozmowę, bo może się to skończyć tragicznie - mówił dla WP.
Koniec wieku juniora końcem kariery
Malczewski po sezonie 2015 zakończył okres młodzieżowca i wszedł w bardzo newralgiczny dla wielu moment. Duże grono żużlowców na tym etapie odpada z walki o swoją sportową przyszłość i nie jest w stanie znaleźć sobie klubu. Taki los podzielił również właśnie wychowanek Włókniarza.
Jak sam mówił dla Przeglądu Sportowego, największym problemem były pieniądze, a konkretnie oczywiście ich brak. - Do pewnego momentu wszystko szło dobrze. Potem musiałem pójść do normalnej pracy i zabrakło czasu na treningi. Nie było mnie też stać na zakup sprzętu. Nie dysponuję grubym portfelem, a sponsorów nie miałem za dużo. Do tego klub z Ostrowa zalegał mi pieniądze, a po sezonie 2015 połączono pierwszą i drugą ligę. Nie ułatwiło mi to poszukiwań klubu, w którym mógłbym startować.
Jeździł na wyjazdy z kibicami
Malczewski po zakończeniu kariery nie odsunął się od żużla. Nadal interesował się tym sportem i nie umiał bez niego funkcjonować. Gdy dysponował wolnym czasem, jeździł z kibicami Włókniarza na wyjazdy zorganizowane. Był tam bardzo lubiany, bo nawet w trakcie żużlowej kariery przypominał, że to właśnie z tego środowiska się wywodzi.
Malczewski zresztą nie ograniczał się tylko do samego wyjazdu. Potrafił wejść z kibicami na trybunuy i dopingować zespół, w którym przed chwilą przecież jeszcze jeździł. Takich żużlowców w historii nie było wielu.